Ja wiem, za ostatni sezon „Gry o Tron” scenarzystom bynajmniej nie należy się medal z westerowskiej bulwy ziemniaka tylko zapłata w batach od samego Góry, bo to co w nim wyprawiali wyglądało jak jakaś ekranizacja mało oryginalnego fanfiku. Ale to wcale nie szkodzi, by nadal odwoływać się do ulubionych postaci, bo wciąż porównania z nimi robią nam dobrze, prawda?

I tak przyszło mi po raz pierwszy w życiu utożsamić się z Cersei. Nie znoszę cholery, zresztą kto ją lubi. Od zawsze jednak szanuję za szczerość. Przed sobą samą i światem. Cersei nie udaje, że chodzi jej o coś więcej niż interes dynastyczny. W przeciwieństwie do takiej Daenerys, która wciąż tylko gada o tym, że chce uczynić świat lepszym (co w praktyce sprowadza się do rozpiżdżania zastanych struktur bez propozycji nowych rozwiązań i szybki marsz dalej, co czyni ją co prawda sprawną rewolucjonistką, ale niestety dość beznadziejną władczynią). Jasne, Dany podobno nie może mieć dzieci (poza smokami), więc nie ma mowy o interesie dynastycznym, chociaż nasi scenarzyści zaczynają delikatnie sugerować, że „interes” Jona Snowa może w tym wypadku okazać się magiczny i uwaga (!) leczniczy, bo nic tak dobrze nie działa na płodność jak odrobina seksu w rodzinie (zaczynam podejrzewać, że George R.R. Martin ma coś wspólnego z promocją związków kazirodczych, dobrze chociaż że wszyscy dorośli w rodzinie). Ale dość tych złośliwości.

Otóż przyszło mi po raz pierwszy w pewnym stopniu utożsamić się z Cersei. To znaczy, poczułam, że ją rozumiem. Wiecie, w tamtym roku bliżej było mi do Dany i jej wizji zbawiania świata. To znaczy, zawsze uważałam sposób, w który to robi za dość chujowy, chodzi bardziej ogólnie o życie dla idei, walkę o lepszy świat dla wszystkich, aktywizm, te sprawy. I nadal tak jest. Ale, do cholery, rozumiem tę Cersei, kiedy w ostatnim odcinku siódmego sezonu mówi (głaszcząc się po brzuchu, my już wiemy z poprzedniego odcinka dlaczego, Tyrion zaraz się domyśli):

„Nie obchodzi mnie kontrolowanie siebie i czynienie świata lepszym. Do cholery z tym światem.
Wiem, czym jest ta istota i co to dla nas oznacza. Gdy rzuciła się na mnie, nie myślałam o świecie. Gdy tylko to coś otworzyło usta, świat zniknął w jego czarnej gardzieli. Pragnęłam tylko, aby ten potwór nigdy nie zbliżył się do mojej rodziny.”

I dobrze wiem, dlaczego ją rozumiem. Dzieci piorą mózgi. Moje mi tak wyprało, że aż poczułam więź z Cersei Lannister opartą na czymś więcej niż szacunku dla jej przebiegłości (zresztą, nie ma co jej przebiegłości przeceniać, bo parę razy obróciła się już przeciwko niej). Ostatecznie wszystko się do tego sprowadza. Do tego ukłucia w żołądku na myśl, że coś może zagrozić naszym najbliższym. Być może to jest tajemnica sukcesu gatunku. Albo jego porażki. Na dwoje babka wróżyła. I być może przez to właśnie świat nigdy nie będzie lepszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top