Gdy ofiara przemocy wychodzi z szafy porzuca rolę ofiary. Staje się wojowniczką. Staje nie tylko naprzeciw swojego kata, ale też naprzeciwko systemowi i polskiej tradycji. Tę ostatnią mogłabym wziąć w cudzysłów, ale nie wezmę.

Karolina Piasecka, żona bydgoskiego radnego z PiS, głośno powiedziała o tym, że od lat jest ofiarą przemocy ze strony swojego męża. Co więcej, upubliczniła nagranie, na którym mąż znęca się nad nią. Jeszcze przez jakiś czas kraj będzie się tym emocjonował. Będziemy mówili o przemocy i władzy. Być może pomyślimy sobie, że nie ma na przemoc przyzwolenia, że ktoś kto ją stosuje jest skończony, tak jak skończyła się kariera bydgoskiego radnego. Będziemy oburzali się na tych, którzy z pełną powagą pytają: „a może jednak go sprowokowała?”. A później zapomnimy o temacie aż do następnej głośnej historii z tzw. świecznika. Tymczasem przemoc domowa będzie się mieć dobrze, jak zwykle. Mężczyźni postawieni dużo wyżej niż Rafał Piasecki wciąż będą bić swoje żony, lecz nie zachwieje to ich karierami. Chwiać mogą się co najwyżej kariery płotek takich jak pan radny. A hejt i powątpiewanie w prawdziwość zeznań będzie wciąż towarzyszył ofiarom, czasem częściej niż ich oprawcom.Taką mamy rzeczywistość, w której na przemoc domową, przemoc wobec kobiet i dzieci, w dalszym ciągu istnieje społeczne przyzwolenie. Bo w atmosferze tej przemocy, która była czymś normalnym i codziennym, wszyscy w pewnym stopniu jesteśmy wychowani. Kto dorastał w latach 80. i 90. (wcześniej też, ale odnoszę się do doświadczeń własnego pokolenia, bo znam je najlepiej), dobrze o tym wie. Nawet jeśli w twoim domu nie było przemocy, nawet jeśli nie byłaś jej ofiarą, to zawsze była ona gdzieś obok, gdzieś blisko.

Nie przypominam sobie, żebym kiedyś dostała w dupę. Jeśli tak, to pewnie to wyparłam. Ale w domu straszono nas szerokim pasem. Szeroki pas gdzieś sobie leżał w pogotowiu. Nawet nieużywany, jako groźba był jednak formą przemocy, chociaż niefizyczną.
W domu mojej przyjaciółki taki szeroki, skórzany pas wisiał w prominentnym miejscu, na klamce drzwi od salonu. Do dziś wisi tam na zdjęciach z dzieciństwa.
W domu jej koleżanek taki pas był w użyciu tak często, że siostry kłóciły się o to, która tym razem będzie odprowadzać przyjaciółkę do domu. Tak bardzo nie chciały wracać do swojego.

Czymś normalnym był pas na dzieci. Czymś normalnym było także podnoszenie ręki na ich matki. Dziś jesteśmy już prawdopodobnie nieco bardziej cywilizowanym społeczeństwem. Jeszcze kilka lat temu przerażała nas wizja Szwecji, w której zakazano bicia dzieci, bo jak to tak wychowywać bez klapsa, a poza tym to prywatna sprawa, w którą państwo nie powinno się wtrącać. Dziś coraz rzadziej ktoś przyznaje się, że nie widzi w klapsie nic złego. O przemocy wobec kobiet najczęściej milczymy. Najczęściej w ogóle o przemocy domowej myślimy tylko w kategoriach patologii. Ot, jakiś konkubent poturbował na melinie konkubinę i jej dziecko, którego nie był ojcem. Ale ona w dalszym ciągu jest obok. Tak jak była obok sąsiadów małżeństwa Piaseckich.

Codziennie jakaś kobieta, tak jak Karolina Piasecka, dokonuje swoistego coming outu, odchodząc od partnera-kata. Zwykle jest to dla niej trudna decyzja. Często kobieta nie ma dokąd pójść. Często trafia dosłownie na bruk. Moja znajoma uciekała od męża z dwójką małych dzieci w środku nocy ze wspólnie wynajmowanego mieszkania. Kilka miesięcy mieszkała w domu samotnej matki. To jest rzeczywistość bardzo wielu kobiet, bo polskie prawo wciąż nie gwarantuje ofiarom bezpieczeństwa. Wciąż to ofiary muszą opuścić wspólne mieszkanie, w którym wygodnie dalej mieszka kat. Bo przemoc wobec kobiet to zdaje się jest taka polska tradycja. Tak przynajmniej każą nam myśleć politycy PiS, którzy od ponad pół roku na poważnie myślą o wypowiedzeniu przez nasz kraj Konwencji Antyprzemocowej, której przepisy podobno są sprzeczne z tą właśnie polską tradycją. Stare powiedzenie mówi, że jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije, więc pewnie coś jest na rzeczy. Wciąż trudno wyjść z kręgu przemocy, przyznać się do bycia ofiarą przemocy domowej, czy seksualnej. Wymaga to wielkiej odwagi. Nie tylko dlatego, że często kobieta nie ma najzwyczajniej w świecie gdzie pójść. Często musi się ona zderzyć z zupełnie nieuzasadnioną nienawiścią, wtórną wiktymizacją. Ludzie wciąż stygmatyzują ofiary, dobrze przecież to znamy.

Przemocowe coming outy osób publicznych, partnerek osób publicznych poruszają opinię publiczną na chwilę, ale są ważne, bo chociaż na tę chwilę przerywają milczenie. Ale czy zmieniają społeczną świadomość? Żeby tak się stało, takie coming outy musiałyby nastąpić masowo. Trudno jednak liczyć na taką falę, tak jak po wyznaniu Natalii Przybysz, nie nastąpił masowy aborcyjny coming out. Im wyżej postawiony kat, tym trudniej przemówić jego ofierze, bo tym większa obawa o to, że nikt jej nie uwierzy. W nowym artykule Anny Dryjańskiej mówi o tym prezeska fundacji BABA, Anita Kucharska-Dziedzic. A coming outy codzienne, tych wszystkich odważnych kobiet uciekających od sprawców przemocy, mało kogo w tym kraju, w którym odbiera się finansowanie centrom pomocy dla kobiet, obchodzą.

To czego potrzeba nam najbardziej to prawo i przede wszystkim praktyka jego stosowania, które da ofiarom przemocy poczucie bezpieczeństwa i obietnicę realnej pomocy, tak by żadna z nich nie bała się odejść od swojego oprawcy. Odejść już, teraz, natychmiast. Nie gdy ten przemocy „nadużyje” (dopiero nadużycie, wg jednej z posłanek PiS, jest karygodne – to jest hit!), ale gdy jej użyje po raz pierwszy. Takie prawo próbuje się ograniczać, a praktyka jego stosowania nigdy nie była, delikatnie mówiąc, nienaganna. Bo przemoc wobec kobiet to wciąż nasza tradycja. Trzeba mieć mnóstwo odwagi by się jej przeciwstawić. Trzeba w tym kraju mnóstwa odwagi, by przyznać się do bycia ofiarą. Podziwiam Karolinę Piasecką. Podziwiam Malwinę Pe., która opowiedziała o swoim przemocowym dzieciństwie. Podziwiam Amy, która opowiedziała o gwałcie. Podziwiam wszystkie kobiety, które mówią o głośno o przemocy, której doświadczyły. Które mówiąc o tym rozprawiają się ze swoją traumą i jednocześnie narażają na hejt, bo to nie jest normalny kraj. Gdyby to był normalny kraj, nie musiałabym ich podziwiać.

2 thoughts on “Przemocowy coming out. I co dalej, Polsko?

  1. Wiesz, słucham tej historii radnego od początku i nie mogłam znieść tych nagrań, po prostu zasłaniałam uszy. Doświadczałam przemocy, nie takiej, ale jednak. Kilka razy uderzył mnie ojciec, ale kilka razy więcej były chłopak. I wiesz to się wybacza, to się zapomina, tak po prostu. Jutro jest lepiej, następnego dnia też. Potem wraca to znowu, potem znowu jest lepiej i tak wkoło. To trwa długo, za każdym razem. Bo to nie trwa permamentnie, to trwa ale z przerwami. Przerwy są dobre, dają wytchnienie, miłość, cokolwiek. I tak głupiejemy, my wszyscy, mężczyźni, kobiety, dzieci, starsi, młodsi. Dajemy pozwolenie na uderzenie, by potem było dobrze. Płaczemy, by potem się uśmiechać.

    1. Nie byłam w stanie wysłuchać więcej niż dwóch minut tego nagrania. Jest dokładnie tak, jak piszesz: to się wybacza. Dziękuję za Twój głos, jest bardzo ważny. Czasem ludzie dziwią się, jak to możliwe, że ktoś tak długo wytrzymuje w przemocowym związku, mówią że kobieta była głupia, że wcześniej nie odeszła. A to nie jest takie proste, nie tylko ze względu na czynnik ekonomiczny. Ze względu na psychikę chyba nawet bardziej. Nie jestem w stanie powiedzieć, co sama bym zrobiła w takiej sytuacji. Myślę zawsze, że od razu bym odeszła, ale tak naprawdę póki nie jestem w takiej sytuacji, to nie wiem. Nikt z nas nie wie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top