Przeczytałam dzisiaj list do feministek autorstwa „prawdziwych kobiet”, które wzywają byśmy nie niszczyły naszego święta, nie rezygnowały z uśmiechu i symbolicznego kwiatka i dały sobie spokój z tym wulgarnym Strajkiem Kobiet, bo nie reprezentujemy wszystkich Polek. Właściwie nie powinnam się tym przejmować, tylko robić swoje, zwłaszcza, że słowa tego listu wyraźnie wskazują na konkretne motywacje polityczne. Ale niestety przekonania w nim zawarte pokutują wciąż wśród wielu kobiet, o czym nie raz przekonałam się przede wszystkim w internecie, na naszą własną zgubę. Więc chociaż w przeciwieństwie do autorek listu, nie lubię pouczać innych kobiet i nie chcę żadnej narzucać, co ma myśleć i jak ma żyć, ale wyjaśnijmy sobie krótko przy tej okazji przynajmniej dwie sprawy związane z Dniem Kobiet.

Goździki i rajstopy, czyli PRL wiecznie żywy

Dzień kobiet w PRL. Goździk albo gerbera. Rajstopy, towar deficytowy, więc nośny, a nawet samonośny. Jeszcze niedawno lansowano dziewczyny traktory (do 1956 r., tzw. Odwilż to czas, gdy z męskich zawodów zwolniono lub przesunięto na gorzej płatne pozycje mnóstwo kobiet) , w socjalistycznej ojczyźnie dostępna jest aborcja na życzenie z tzw. względów społecznych (od 1956 r., wywalczona m.in dzięki ówczesnym posłankom i kobietom piszącym listy do władz), ale nie łudźmy się – PRL to nie było państwo spełnionych snów feministek, tylko wciąż patriarchalny i w dodatku głęboko purytański kraj. Jeden dzień w roku z szacunkiem dla kobiet, z podziękowaniem za ich trud włożony w wychowanie i pracę. Wspaniała rekompensata za ten trud w czasie, gdy mimo pozornego równouprawnienia, tradycyjne role płciowe mają się bardzo dobrze.

W III RP wzięliśmy sobie Dzień Kobiet w PRL w spadku w praktycznie niezmienionej formie. Wzięli je sobie nawet ci, którzy tak bardzo pogardzają minioną epoką. To naprawdę znamienne, że nawoływania do uszanowania święta kobiet z symbolicznym kwiatkiem i uśmiechem pojawia się na łamach katolickiego portalu, który tradycje z PRL powinien raczej hejtować. Ale to przecież taka wygodna tradycja.

Kwiatkami i rajstopami przez lata przesłoniono to, czym naprawdę jest to święto. Święto, które zaczęło się od masowych protestów robotnic domagających się nie tylko politycznych i ekonomicznych praw dla kobiet, ale również walczących z wyzyskiem właścicieli fabryk. Dzień Kobiet został ustanowiony przez Międzynarodówkę Socjalistyczną w Kopenhadze w 1910 roku dla krzewienia idei praw kobiet i budowania wsparcia dla przyznania im powszechnych praw wyborczych. Z jednej strony strajki, z drugiej socjalizm. O prawach kobiet nie wspominając. Zastąpienie prawdziwych idei buntu kwiatkiem i rajstopami było na rękę zarówno PRL-owi jak i III RP. Ale na pewno nie kobietom.

Kwiatki są fajne, ale jest ich też pełno na cmentarzu w okolicach 1 listopada. Ja chcę moich praw!

Nie w twoim imieniu?

Takie rzeczy w listach z apelami do feministek by się opamiętały. Takie rzeczy w setkach komentarzy na forach. Nie możecie wypowiadać się w imieniu wszystkich Polek. Bo my się z Wami nie zgadzamy. Albo zwyczajnie dlatego, że nie jesteśmy takie jak wy. My stoimy po stronie piękna i łagodności, wy brzydoty i wulgarności. I jeszcze z grubej rury, my po stronie życia, wy po stronie śmierci, gdy mówimy o sprawie aborcji.

W skrócie: nie reprezentujecie mnie, nie możecie się wypowiadać w imieniu wszystkich kobiet. I naprawdę czasami gdy się czyta takie wypowiedzi kobiet, to nie ma się już ochoty za nie walczyć, skoro im tak dobrze w patriarchalnym kieracie, skoro nie widzą dyskryminacji, skoro nas nie lubią, albo jeszcze gorzej: w ogóle nie lubią kobiet. Ale prawda jest taka, że się o nie walczy siłą rzeczy i siłą rzeczy wypowiada w ich imieniu. Bo interes kobiet, ich prawa są wspólne, nawet jeśli niektóre z nas tego nie widzą i nie rozumieją. Wszystkie korzystamy ze zdobyczy ruchów kobiecych z czasów naszych przodkiń. Tego cholernego równouprawnienia, które wciąż jeszcze nie jest pełne, bo wciąż mamy mnóstwo niezałatwionych spraw i co gorsza są prawa, które próbuje się nam odebrać. Z rzeczy oczywistych, jak prawo wyborcze, prawo do rozporządzania własnymi pieniędzmi, do nauki na uniwersytetach, które kiedyś wcale takie oczywiste nie były.

Nie da się walczyć o prawa kobiet inaczej, jak tylko w imieniu wszystkich kobiet. Fajnie jest, gdy wszystkie jesteśmy solidarne, wtedy możemy najwięcej. Ale siłą rzeczy walczy się też o te, które solidarne nie są. Pewnie to trochę buńczuczne powiedzieć im, że jeszcze nam podziękują. Ale to już chyba pokaże historia, a nie mam wątpliwości, że teraz właśnie dzieje się historia.

To z kim widzimy się dziś na Międzynarodowym Strajku Kobiet?

8 thoughts on “Prawdziwe kobiety vs. te straszne feministki. Czyli po co jest Dzień Kobiet

  1. Mam wrażenie, że działania współczesnych feministek zmierzają w złych kierunku. Przez wiecznie przedłużane urlopy macierzyńskie pracodawcy teraz boją się zatrudniania kobiet i w zasadzie mocno ryzykują zatrudniając je. Parytety na listach wyborczych – jakie to ma znaczenie, czy rządzącym jest kobieta czy mężczyzna? Wpychać kogoś na listę wyborczą, bo tego wymaga parytet… coś chyba poszło nie tak w tym całym równouprawnieniu. Zamiast ułatwiać życie kobiety feministki koniecznie chcą je utrudnić – takie moje wrażenie. Chwalą się, że parę lat temu kobiety zyskały możliwość pracy w kopalniach. A która normalna kobieta chciałaby pracować w kopalni albo jeździć tirami? Wszystko w imię źle pojętej równości płci.

  2. Dobrze môwisz! U nas w rodzinie powstał rozłam na te kobiety, co wiedzą po co te strajki i te, które mają nas za drące gęby mimo iż żadna tak naprawdę zbyt mocno nie darła. Nawet w rodzinach pojawiają się takie stereotypy i wyobrażenia rodem z memów. Jest to wkurzające, ale jak chcą tak żyć to w ich życiu nic się nie zmieni, bo będą i tak mogły dokonać swoich wyborów, my już nie bardzo, bo my chcemy podstawowych praw, które zaczynają nam być odbierane. Ps. W Gdańsku Manifa po raz pierwszy tak wielka, radość sprawiały mi panie dużo starsze ode mnie z gwizdkami w ustach, dawno nie czułam takiej siły kobiet, każdego pokolenia.

  3. Mądrze powiedziane. Występujemy w imieniu wszystkich, także tych, które dokonały już wyboru. Bo nie miałyby go, gdyby wcześniej jakaś grupa nie wywalczyła im do niego prawa.

    Dzisiaj strajkuję biernie. Ubrałam się na czarno. Chciałam iść na marsz, ale mi się mąż pochorował i latorośl też, więc pędzę spragnionych napoić. Ot, priorytety tych okropnych feministek.

  4. Tak strasznie jestem zła, że mnie nie będzie w tak ważnym momencie. Niestety. Obowiązki. Ale przekonałam kilka koleżanek ze szkoły, więc moje konserwatywne gimnazjum będzie miało swoich przedstawicieli! Walczymy codziennie w tej placówce.
    Tak przy okazji. Moja nauczucielka dzisiaj skomplementowała mój czarny strój, a ja jej na to, że to w związku z walką o moje prawa i dzisiejszym marszem. Ona na to z pełną powagą:
    – Ja nie wiem… Ja nie jestem za eutanazją.-Prawie umarłam ze śmiechu. Ale chyba raczej powinnam płakać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top