Był kiedyś taki film, „Zdjęcie w godzinę”. Tytuł brzmiał tak poetycko i grał w nim Robin Williams. Kompletnie nie pamiętam jego fabuły. Teraz reklamy zakładów usług fotograficznych obiecują, że załatwią sprawę w dziesięć minut. To w ogóle nie brzmi.

Ponieważ wymyśliłam sobie zmianę dowodu, przyszło mi udać się do fotografa. Przez te lata, które minęły odkąd ostatnio byłam w podobnym przybytku, wiele się zmieniło. Nie muszę pokazywać żadnego ucha. To dobrze, bo odmroziłam je sobie, więc są wielkie, czerwone i złazi z nich skóra. Nie muszę się uśmiechać. Jeszcze lepiej, bo ja się nie uśmiecham na zawołanie. Muszę odsłonić brwi. To źle, bo zniszczeniu ulega koncepcja mojej grzywki. Dobrze chociaż, że brwi rano tuszem zostały potraktowane i nie straszą brakiem charakteru. Słowem, pozujemy en face. Mugshot, zdjęcie z kroniki policyjnej. Tzw. biometryczne. Pan fotograf mówi, że one i tak się nie sprawdzają, że ciężko na nich ludzi rozpoznać. Ale co zrobić, pstrykamy.

Jestem przygotowana na katastrofę i jestem z tym pogodzona. Wyjątkowo niefotogeniczny bowiem ze mnie okaz. Te wszystkie teorie o aparatach dodających pięć kilo, to ja. Ta nieznośna lekkość asymetrii twarzy, to ja. Nie opanowałam nawet sztuki robienia dobrego selfie, chyba że jest to selfie we kiblu do lustra. Trochę lepiej jest odkąd wiem, że najlepsze wychodzą, gdy się je robi bezpośrednio instagramem, bo instagram nie odwraca lustrzanego odbicia. Ponoć najbardziej lubimy siebie takich, jakimi widzimy się w lustrze. Odbitka wydaje się nam jakąś zupełnie obcą osobą.

Tak więc pozuję w ciemnym atelier, lampa błyskowa jak laser na kasie w biedronce, skanuje mój życiowy kod. Myślę tylko o tym, żeby nie zmrużyć żadnego oka. Moje najgorsze zdjęcie w życiu. Dyplom ukończenia studiów. Leniwe oczko, dzięki któremu wyglądam jak Paris Hilton. Do dziś nie wiem, jak spośród wszystkich zdjęć na wyświetlaczu lustrzanki mogłam wybrać akurat to.

O dziwo, zdjęcia analogowe, wychodziły zawsze. Moje zdjęcie z legitymacji szkolnych, pierwszego dowodu i paszportu jeszcze nie Unii Europejskiej. Może to kwestia szansy, jednej na milion. Sztuka naciśnięcia spustu migawki dokładnie w tej chwili, gdy twój model wygląda najlepiej. Nie możesz popełnić błędu. Starasz się bardziej. Zdjęcie w godzinę, a nie instant. Zauważcie, że ludzie na zdjęciach ze starych dokumentów zawsze wyglądają godnie. Nawet najbrzydsi ludzie.

I tak zastanawiam się, czy prawidłowość ta sprawdziłaby się z analogowym selfie.

3 thoughts on “Sztuka nierobienia selfie

  1. Mam sporo rodzinnych fotografii (pradziadek był pasjonatem!) i wszyscy zawsze na tych zdjęciach wyglądają pięknie. Może to kwestia właśnie tej jednej chwili, może takiego wywoływania, że kontrast na twarzy jest większy – tak jak my teraz wywołujemy się filtrami na Instagramie. Ale ja tam nie lubię odbić lustrzanych, muszę mieć przedziałek z tej strony, z której mam naprawdę.

  2. Ciekawe spostrzeżenia! Ale zgadzam się, że na tych starych, dowodowych zdjęciach ludzie godnie, dla mnie ogólnie stare zdjęcia moich babć, dziadków są magiczne, wielokrotnie do nich wracam i nawet te bardzo pozowane są jakieś takie… naturalne? Cóż, ja nienawidzę zdjęć, robić komuś, fotografować sztukę, kamienice, owszem, sobie niee, także przez moją nie fotogeniczność. Rok temu zdjęcie do paszportu myślałam, że wyszło ładne, niedawno stwierdziłam, że wyglądam na nim jakbym zobaczyła ducha: wytrzeszcz oczu, żeby nie zmrużyć, zaciśnięte usta.. także tego xD

  3. kiedyś zrobiłam sobie selfie analogiem, kiedy sprawdzałam czy dobrze włożyłam klisze i czy przycisk działa. Po wywołaniu zdjęć… hmm godnie nie wyglądałam xD

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top