Kiedyś uznałam, że nie potrzebuję nowych przyjaciół, bo wystarczająco wiele energii życiowej zużywam na utrzymywanie kontaktów towarzyskich z tymi, których już mam. Ale okazało się, że to nie do końca jest tak. Nie da się powiedzieć sobie, że już basta i koniec, nikogo więcej nie przygarniamy do swojego życia w charakterze przyjaciela, tak jak się nie da trzymać postanowienia, że „do diabła z miłością” (i nie dlatego, że tak wynika z komedii romantycznych, tylko po prostu taki lajf). Nie da się też zachować wszystkich przyjaźni na zawsze, choćby nie wiem ile energii życiowej próbowało się na to zmarnować.

Jakoś tak jest, że z wielkiego dylematu „przyjaźń czy kochanie” wolę pisać o przyjaźni. Gdyby mnie ktoś poprosił o tekst na temat miłości i związków, nie miałabym pojęcia o czym pisać. Nie żebym czuła się w temacie niekompetentna. Dziesięć lat stałego, całkiem cudownego związku to nie takie znów skromne doświadczenie, ale… No właśnie, ale. Pisanie o związkach jest takie nudne. Czytać o nich też niespecjalnie lubię. Nawet seriale wolę o grupach przyjaciół niż o parach. Może to wszystko dlatego, że przyjaźń ma dużo więcej barw i żadna kultura nie powie ci, że ma być monogamiczna. Żadna też nie zakłada, że obowiązuje w niej wierność i oddanie do grobowej deski, a jednak sami podchodzimy do niej trochę tak, jakby obowiązywały tutaj te same reguły, co w miłości.

Wyobrażamy sobie, że nasze przyjaźnie, te małe i te duże, będą trwały zawsze. Że jeśli się rozpadną, to z hukiem i wzajemnymi pretensjami. Nie wyobrażamy sobie, że mogłyby po prostu przeminąć, zacząć powoli zanikać jak przycichająca ścieżka dźwiękowa pod koniec piosenki. Przynajmniej póki jesteśmy bardzo młodzi i wciąż mamy stały i jeszcze nie kurczący się krąg przyjaciół. Gdy robimy się coraz starsi, zaczynamy zauważać, jak wielu osób, które kiedyś były dla nas ważne, już z nami nie ma. Czasami przypominamy sobie o nich po latach. I najczęściej, gdy już dochodzimy do rozliczeń, dokonujemy rachunku przyjacielskiego sumienia, nagle jest nam żal. Nagle, bo zwykle nie rozpamiętujemy urwanych kontaktów w chwili, gdy się rwą. Mamy żal do siebie i do tej drugiej osoby, że nie staraliśmy się bardziej. Zastanawiamy się, co mogło pójść nie tak, że już nie tylko nie jesteśmy dla siebie tak ważni i bliscy jak kiedyś, ale właściwie nie mamy ze sobą żadnego kontaktu. Chociaż może nawet mieszkamy w tym samym mieście, może nawet mamy się wśród znajomych na facebooku. Czy ten żal sprawia, że postanawiamy coś z tym fantem zrobić? Szukamy kontaktu, dzwonimy, umawiamy się na kawę? Czy dochodzimy raczej do wniosku, że skoro ta przyjaźń się rozpadła, to może wcale nie była taka ważna. Może nawet nie była przyjaźnią.

Tylko, że to bzdura. Jeśli ta znajomość była dla nas ważna na danym etapie życia, to znaczy, że była ważna. Fakt, że się zakończyła niczego w jej istocie nie zmienia. Z przyjaźnią jest trochę tak, jak z muzyką, której słuchamy, jak z filmami, które oglądamy. Niektóre z nich działają tylko na pewnym etapie życia, a powrót po latach często okazuje się rozczarowaniem, bo wszystko jest inne niż w naszych wspomnieniach, bo już nie działamy na siebie tak samo. Nie twierdzę, że taki powrót jest niemożliwy, ale niektóre przyjaźnie po prostu mają swój czas. Czas dokonany. Nie oznacza to, że są gorsze od tych, które pielęgnujemy przez lata. Są ważne w pewnym czasie, są częścią naszej tożsamości i nikt nam tego nie zabierze. Nie ma więc co płakać nad rozlanym mlekiem i zastanawiać się, co takiego spieprzyliśmy w przyjaźniach, których już nie ma. Bo zwykle nie spieprzyliśmy niczego. A kiedy przypadkiem natkniemy się na siebie na ulicy to wcale nie będzie nam żal i może nawet umówimy się na tę kawę, bez żadnego wstydu i żadnych zobowiązań.

5 thoughts on “Nie płaczę po minionych przyjaźniach. Wszystko ma swój czas

  1. Ja mam sporo minionych przyjaźni, kilka z mojej winy, kilka z kogoś, kilka z obu stron. Życie. Przychodzą chwilę, że bardzo mi żal, ale zazwyczaj o tym nie myślę, bo po prostu nie mam czasu. Związki się rozpadają, małżeństwa się rozpadają, a co dopiero przyjaźnie 🙂

  2. Tak idealnie trafiłaś w sedno to, co teraz trochę czuję. Zawsze wydawało mi się, że będę trwać w pewnej przyjaźni, dopóki nie pokłócimy się na śmierć. To trochę jak z poczuciem, że będę pracować w danym miejscu, dopóki nie dostanę nagany. Tylko, że tak jak mówisz, to tak nie działa. Wszystko może po prostu się skończyć. Przeminąć ot tak.

  3. Świetny tekst. Sama niedawno myślałam o tych sprawach. Zauważyłam, że część relacji, które jeszcze jakiś czas temu były dla mnie bardzo ważne, osłabła. I nie jest mi jakoś żal. Po prostu… no, stało się. Raczej tego nie odkręcę, nawet nie mam siły próbować.
    A dziś wchodzę i widzę ten tekst u Ciebie.
    Fajnie.

  4. O! Właśnie właśnie!
    Tylko często strasznie trudno takie niezobowiązujące „oddaliliśmy się, ale dalej mozemy czasem pójść na kawę”, „myślimy o sobie ciepło, choc to juz nie to, co kiedyś” – głównie przez pretensje, nadmierne oczekiwania , cale to „nie odzywasz się”, „zmieniłaś się”, bleh

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top