Od pewnego czasu, to jest gdzieś tak od 2014, lubię sobie patrzeć na mijające właśnie lata i zestawiać bieżące wydarzenia z wydarzeniami z przeszłości. Magiczną liczbą jest oczywiście sto lat i jest coś mocno symptomatycznego w porównaniu naszych czasów z czasem przed i w trakcie I Wojny Światowej. Na przykład taki rok 1916 zapisał się w historii jako rok najkrwawszych bitew pod Verdun i nad Sommą. W tej drugiej zginęło milion osób. No nie był to fajny rok, bynajmniej. Pewnie w tamtym czasie nazywany najgorszym w stuleciu, tak jak teraz 2016 już wyzywa się od najgorszych, przynajmniej za życia młodego i średniego pokolenia.

W 2016 mieliśmy, a właściwie mamy, koszmar Aleppo. W Polsce coraz bardziej trzymająca za gardło „dobra zmiana”. W Stanach zwycięstwo Trumpa. W Wielkiej Brytanii Brexit. Bezsilność i marazm światowych przywódców. Ataki terrorystyczne. Wciąż nasilający się kryzys uchodźczy. Wzrost nastrojów rasistowskich i ksenofobicznych. Próby ograniczania praw kobiet (nie tylko w Polsce). Kobiece protesty. Generalnie dużo protestów. Generalnie większość z tych rzeczy wypisać można już było w podsumowaniu roku 2015. I 2014. Bo to wszystko nasila się i nasila od dawna. Rok 2016 wcale nie jest wyjątkowy. Mamy w nim wszystko to, co nam budują i co sami sobie nadbudowujemy już od dobrych paru lat. Nie jest pewnie nawet szczytowy. Optymista powie zapewne, że jest z nami tak źle w sensie kondycji człowieka, że wkrótce musi nastąpić przesilenie i być już tylko lepiej. Pesymista powie, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.

Wszyscy wiemy, że dobrze nie jest. Nie chodzi nawet o te wszystkie straszne wydarzenia na świecie. Być może w tym roku było straszniej niż zwykle, ale niestety obawiam się, że jeszcze daleko nam do ekstremum. Dobrze nie jest, bo ludzie robią się coraz gorsi. Może to złe słowo, ludzie w sumie zawsze są tacy sami. Ostatnio po prostu wychodzi z nas więcej złego niż zwykle. Ludzie o naprawdę paskudnych poglądach nie boją się już wygłaszać ich publicznie, zdobywają poklask, zdobywają przede wszystkim przyzwolenie. Paskudne poglądy stają się dominujące. Podobno okresy w historii dzieli się na te, w których dominują postawy racjonalne i te, którymi rządzi irracjonalność. No i teraz jesteśmy w tym drugim. Nic za bardzo nie wskazuje, żeby się to prędko zmieniło.

To nie był dobry rok. Tak całkiem obiektywnie, nie był. Czasy, gdy naprawdę nie można się zamknąć bezpiecznie w swoim życiu prywatnym, bo zaczyna w nie z butami wchodzić, jeśli nawet nie historia, to chociażby polityka, to nie są dobre czasy. Z drugiej strony, był to rok, gdy wiele osób wyszło ze skorupy tego życia prywatnego i poczuło swoją moc w starciu ze światem. Mam tu na myśli m.in polski czarny protest, czy protesty kobiet w Ameryce Południowej. W ogóle był to rok feministycznego pobudzenia w świecie, w którym mnóstwo osób twierdzi, że feminizm się skończył i nie jest potrzebny, bo przecież mamy wszystkie prawa. Pobudzenia wywołanego zamachami na te prawa, jak dobrze wiemy. To jeden z najokrutniejszych paradoksów życia w społeczeństwie: prawa człowieka są nam przyrodzone, a jednak nie są nam dane na zawsze. Bo zawsze może przyjść ktoś, kto zechce nam je odebrać. Dlatego trzeba o nie walczyć i zawsze pamiętać o tym, że nic nie jest na zawsze. A tak z nami jest, że przyzwyczailiśmy się do bezpieczeństwa i odwykliśmy od zagrożenia, przez co wciąż tak łatwo nas omamić. Rok 2016, skoro już uznaliśmy go powszechnie za tak zły, powinien zostawić nas z tą nauczką.

Ale wiecie co? Jeśli za chwilę nie pierdolnie coś naprawdę mocnego, typu III wojna światowa, i tak 2016 zapamiętany zostanie w takiej popularnej zbiorowej świadomości jako rok, w którym umarło najwięcej celebrytów. Tak to już jest, że w podsumowaniach koniec końców wygrywa zwyczajna nostalgia i łatwiej nam myśleć o tym, że odchodzą gwiazdy, niż że wali się świat. Jasne, i gwiazdy odchodzą każdego roku, i świat po troszeczku co roku nam się bardziej komplikuje (to ładne słowo, tak naprawdę to się sukcesywnie pierdoli). Chociaż oczywiście ja też płakałam po Carrie Fisher. I po Wajdzie. I Bowiem. A bez Fidela Castro to już naprawdę ostatnią ikoną łączącą nas jeszcze z XX wiekiem została Królowa. Naprawdę ostatnią.

1 thought on “2016, idź już sobie. Czyli podsumowanie roku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top