Dwa tygodnie temu telewizja zakończyła emisję serialu „Artyści”. To najlepszy polski serial, jaki widziałam od wielu, wielu lat. Jego autorami są znani twórcy teatralni: Monika Strzępka i Paweł Demirski, a główna oś fabuły to konflikt na linii sztuki, miejskiej biurokracji i bezdusznego biznesu. Wyszło znakomicie i aż prosi się, by powstał drugi sezon, bo oglądać dalej bardzo by się chciało. Ale drugiego sezonu z pewnością nie będzie. Nie byłoby dla niego miejsca w TVP, zmienione w Telewizję Narodową. Bo gdyby drugi sezon powstał, to naturalną koleją rzeczy, zamiast o zderzeniu kultury ze skorumpowanymi miejskimi urzędnikami, musiałby opowiadać o próbach jej zawłaszczenia przez wielką polityką, tę z Wiejskiej. Nikt raczej w TVP na to nie pozwoli. Tymczasem życie znów wyprzedza sztukę i w pewnym sensie druga seria „Artystów” rozgrywa się właśnie we Wrocławiu, w Teatrze Polskim. W przeciwieństwie do serii pierwszej, nie jest to jednak film lekki ani komediowy.

Nie pamiętam już kiedy ostatnio jakiś polski serial zrobił na mnie tak dobre pierwsze wrażenie, i co ważniejsze, utrzymał mnie w przekonaniu, że oglądam coś naprawdę znakomitego, do samego końca. Jeśli jeszcze nie znacie „Artystów”, nadrabiajcie zaległości co rusz. Wszystkie odcinki są wciąż dostępne na stronie VOD TVP Kultura.

arts 1024x577 - Artyści a sprawa polska

Dyrektor Teatru Popularnego (teatr jest fikcyjny, ale mieści się w Pałacu Kultury i Nauki w tym samym miejscu, co prawdziwy Teatr Dramatyczny – tam też powstały zdjęcia do serialu) popełnia samobójstwo, wieszając się na scenie. W szybko rozpisanym konkursie na zastępstwo dla tragicznie zmarłego, wygrywa młody i niezbyt doświadczony reżyser Marcin Konieczny (gra go Marcin Czarnik), który od początku z wielkim trudem usiłuje zdobyć zaufanie zespołu. Wkrótce stanie się jasne, również dla naszego bohatera, że nie znalazł się na tym stanowisku przypadkiem. Nowy dyrektor ma spełnić rolę kozła ofiarnego, a jego wybór to jeden z elementów chytrego planu miejskich urzędników i szczwanych biznesmenów, by doprowadzić do upadku Teatru.

Siłą serialu jest z jednej strony jego teatralność, z drugiej świetne oddanie rzeczywistości. Element mocno teatralny to specyficzny język, którym mówią postaci. Nie do końca gramatyczny, często z przestawnym szykiem, indywidualny i konsekwentny w swojej indywidualności, pełen niedopowiedzeń. Taki, jakim ludzie mówią, a nie piszą, ale nie całkiem taki jak w życiu, bo jednak mocno przerysowany. Jest w tym pewien element mrugnięcia okiem do widza i jest to szalenie fajne.

artysci 1024x458 - Artyści a sprawa polska

Strzępka i Demirski znają teatr od podszewki. To ich naturalne środowisko i medium, możemy więc wierzyć ich serialowej wizji na słowo. To nie jest teatr w dekoracjach z telewizji. Moi państwo, w „Artystach” naprawdę wchodzimy za teatralne kulisy, i jeśli do tego śledzimy chociaż trochę informacje z teatralnego świata, wiemy, że serial to bardzo aktualny. Problemy finansowe, kwestie komercjalizacji, próby zmuszenia artystów do gry według zasad wolnego rynku, które wcale nie są najlepsze dla sztuki, konflikty zespołów z zarządami – to jest codzienność polskich scen XXI wieku. Rzeczywistość w „Artystach” mocno zresztą flirtuje z serialową fikcją. Reżyserka Agnieszka Glińska, grająca rolę księgowej, w ubiegłym roku była jedną z głównych postaci konfliktu w warszawskim Teatrze Studio. Konfliktu na osi sztuki i komercji.

„Artyści” to polskie sceny AD 2015 w soczewce. Soczewce strasznej i zabawnej jednocześnie, bo serial to, mimo dramatycznego ciężaru, operujący fantastycznym humorem i ironią, a nawet autoironią. Nie spodziewałabym się, że kiedykolwiek to napiszę, ale absolutnie wielkie ukłony należą się Tomaszowi Karolakowi za zagranie… samego siebie i dystans, z jakim to zrobił. Celowo piszę o roku 2015, bo rok 2016 wydaje się być początkiem trochę innej, jeszcze trudniejszej teatralnej rzeczywistości.

667116 1.1 - Artyści a sprawa polska

Trzeba Wam jeszcze wiedzieć, że w „Artystach” są duchy. Duchy zmarłych przed laty twórców. Trochę ten wątek trąci pretensjonalnością i, oprócz jednej sceny, w której zjawy śmiertelnie nastraszyły parę komicznych audytorów, którzy próbują znaleźć finansowe haki na Popularny, niewiele wnosi do fabuły, chociaż zawsze miło się ogląda Jana Peszka czy Jerzego Trelę. Tak przynajmniej myślałam przez kilka pierwszych odcinków. Ale znów rzeczywistość prześcignęła fikcję. Duchy z „Artystów” często wspominają o roku 1968, kiedy to ingerencja władz PRL w teatr właśnie stała się jednym z punktów zapalnych wydarzeń marcowych. W czołówce serialu słychać fragmenty przemówień komunistycznych dygnitarzy z tamtego czasu.

Te duchy w rzeczywistości roku 2016 zaczynają ożywać. I tym sposobem wracamy do Wrocławia, gdzie od wakacji trwa konflikt między zespołem i nowym dyrektorem, Cezarym Morawskim. Morawski, wybrany na następcę kończącego kadencję Krzysztofa Mieszkowskiego, podoba się władzy (Ministerstwu Kultury), ale aktorzy i duża część publiczności, jest mu przeciwna. Jego wybór został mocno oprotestowany, ale nic to nie dało. Kandydatura Morawskiego od początku była przyjęta w Teatrze Polskim nieprzychylnie, zarzucano mu brak kompetencji i przypominano głośną sprawę sprzeniewierzenia przez niego pieniędzy ZASP, w czasie gdy był skarbnikiem tej instytucji. Cała sprawa wygląda zresztą bardzo politycznie. Twórcy teatralni (w tym wspomniana wcześniej Agnieszka Glińska), apelowali do Morawskiego by nie zgadzał się na zostanie pionkiem w politycznej grze i „pacynką dla stołka i kasy”, ale aktor stanowisko objął. A konflikt się zaostrza. W teatrze dzieją się rzeczy wręcz absurdalne i przerażające tak, że wspomnienie duchów roku ’68 wydaje się być całkiem na miejscu. Dyrektor osobiście sprawdza bilety i przesadza ludzi. Odwołuje imprezy do końca roku. Gasi światło podczas przedstawienia. Na protesty publiczności nowy dyrektor odpowiada słowami „Ale ten teatr nie jest dla was”. Dla kogo więc jest?

Z zespołu odchodzą kolejni aktorzy. Wczoraj we wrocławskiej Gazecie Wyborczej ukazał się wywiad z Magdaleną Gorol, która przed kilkoma dniami opuściła Wrocław. Tak opisuje w nim zachowanie nowego dyrektora:

„[…]to, co się dzieje teraz w Teatrze Polskim, przechodzi wszelkie granice. Mam wrażenie, że Morawski wypiera całą tę sytuację protestu. Wszędzie chodzi z piarowcem, który mu doradza, co mówić i jak się zachowywać. Ale czasem, kiedy go zabraknie, wypada z tej formy. Tak jak po czytaniu na Scenie Kameralnej, kiedy próbował rozmawiać z publicznością i powiedział jej: „Ale ten teatr nie jest dla was”.

Do nas przyszedł po spektaklu za kulisy i powiedział: „Dziękuję za spektakl, dziękuję za waszą pracę. Możecie sobie protestować, ile chcecie i gdzie chcecie, ale nie w swojej firmie”. Jedna z aktorek zaprotestowała: „nasz teatr to nie jest firma”. „To jest firma!” – odpowiedział.

Po tym czytaniu zabronił nam zaklejać taśmą usta, my się sprzeciwiliśmy. A następnym razem sprawdzał bilety, przesadzał widzów, a po spektaklu zgasił światło w teatrze. I wygłosił to słynne: „Jestem dyrektorem, mogę wszystko”.

Sytuacja w Polskim to już nie jest kryzys, to otwarta polityczna wojna o jedną z najważniejszych scen w kraju. Sceny, która wyraźnie może się nie podobać władzy. To w końcu tu powstał tak oprotestowany przez konserwatywne katolickie środowiska spektakl „Śmierć i Dziewczyna”, a były dyrektor Polskiego, Krzysztof Mieszkowski, jest posłem opozycji. Postać Morawskiego wygląda w tym wszystkim trochę jak zemsta „dobrej zmiany” na wrocławskim, według ich standardów, zbyt niepokornym, teatrze. I niestety nie jest to jedyny obrzydliwy przejaw ingerencji władzy w kulturę, ingerencji, a także cenzury w najgorszym stylu. Na początku października artyści manifestowali w Warszawie przeciwko niszczeniu kultury przez władze w proteście pod hasłem „Nie oddamy wam kultury”.

I znów chciałoby się rzec, że życie pisze najciekawsze scenariusze. Ale tak naprawdę, to wolałoby się oglądać potyczki twórców teatru z politykami w drugim sezonie „Artystów” i żeby to wcale nie był serial oparty na faktach.

4 thoughts on “Artyści a sprawa polska

  1. Od momentu, kiedy juz nie mieszkam w Polsce, trochę rzeczy mnie omija. Ale z drugiej strony, słuchając co mówią znajomi, odniosłam wrażenie, ze to dobry serial, ale nie zdobył szturmem szerokiej publiczności.

    1. Chyba nie miał zbyt wielkiej promocji w TV, ale trudno mi powiedzieć, bo nawet nie mam telewizora. Oglądałam na VOD, zachęcona przez entuzjastyczną recenzję pierwszego odcinka u Zwierza Popkulturalnego 🙂

  2. Nie wiem do końca, co o tym myśleć. Mam wrażenie, że ci tzw. „artyści” żyją trochę w swoim hermetycznym odrealnionym światku i niewiele wiedzą o prawdziwym życiu. Zwykły człowiek nie protestuje, gdy mu każą zrobić to czy tamto i to za marne grosze, tylko jeszcze się cieszy, że w ogóle ma robotę. A tutaj odnoszę takie wrażenie, że rozpieszczona artystka nagle się obraża, bo się okazało, że prawdziwe życie zapukało do jej drzwi. Jakby się tak każdy na swojego dyrektora obrażał, bo mu powiedział parę słów, że on tu rządzi i liczy na zyski, to by nikt chyba nie pracował. A bierzta se taką kulturę, rozwydrzeni artyści… Trochę to się chyba poprzewracało w tych artystycznych główkach, za dobrze im było i teraz szok, że świat prawdziwy dotarł i do nich.

    1. Wiesz, nie wszyscy artyści żyją gdzieś poza tzw. „prawdziwym życiem”. Naprawdę większość aktorów teatralnych w tym kraju nie jest jednocześnie żadnymi rozpieszczonymi gwiazdami show biznesu robiącymi sobie tylko zdjęcia na ściankach i nie zarabiają też nie wiadomo jakich pieniędzy. Strasznie nie lubię tego dzielenia żyć na prawdziwe i nie, bo gdyby podążać ciągle tym tropem to my żyjąc w tej w miarę zamożnej i w miarę bezpiecznej Polsce naprawdę nie wiemy nic o prawdziwym życiu w porównaniu do dajmy na to ludzi w Bangladeszu czy w Syrii.

      Sprawa z TP i jej nowym dyrektorem to zresztą nie jest tylko spów między nim a artystami. Tu stroną jest też publiczność, która jest lekceważona przez tego dyrektora i to jest najbardziej niepokojące. To widzom się mówi, że jak się nie podoba to mogą nie przychodzić. A oni chcą. Im na tej scenie zależy. Jeśli się pokazuję wała widzowi (czyli jeśli przyjąć rynkową nomenklaturę: klientowi) to się strzela sobie zwyczajnie w stopę i ta zasada obowiązuje również wtedy, gdy się patrzy na zyski. A tu jeszcze mamy instytucję kultury, publiczną, więc nie można kierować się tylko tym strasznym kryterium zysku (zresztą porządne prywatne instytucje kultury też nie zysk stawiają na pierwszym miejscu, a sztukę i widza, wystarczy wspomnieć teatr pani Jandy). Z tym nowym dyrektorem TP problem jest dwojaki: raz, że nie do końca jasna jest kwestia jego wyboru i kompetencji, dwa – jego obecne zachowanie, kiedy w teatrze jest kryzys, facet zachowuje się tak, jakby nic się nie działo. Zupełnie nie umie wziąć tego problemu na klatę. Wczoraj widziałam jego wypowiedź dla Informacji Kulturalnych TVP Kultura i to naprawdę brzmiało jak jakieś nieudolne zaklinanie rzeczywistości. A zapowiedzi nowych premier jak nie było, tak nie ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top