Introwertycy nie lubią przebywać w tłumie, trudno nawiązują kontakty i nigdy nie czują się samotni, bo najlepiej im we własnym towarzystwie. Cóż, to nie takie proste.

Rozwiązałam psychotest. Nie robiłam tego od jakichś dwudziestu lat, kiedy za pomocą pytań zamkniętych moją osobowość próbowało definiować Bravo Girl, i pewnie nie zrobiłabym tego teraz, gdyby nie poleciła tego testu Riennahera. Zaryzykowałam. Co złego mogło mnie czekać, poza chwilą zabawy i poznaniem odpowiedzi na pytanie: kim jestem?

Najpierw rozwiązałam test jak zwykle: odpowiadając na pytania tak, jak odpowiadałaby osoba, którą chciałabym w tym momencie być. Dużo fajniejsza, dużo pewniejsza siebie, najzajebistsza z zajebistych. Taka, jaką jestem po pierwszym piwie, gdy już mówię wszystko, czego bałabym się powiedzieć bez alkoholu, ale jeszcze przed drugim piwem, gdy zaczynam mówić rzeczy, których żałuję od chwili, gdy wypadły przez moje zęby. Tym sposobem, z testu wyszło mi, że mój typ osobowości to Aktywista. I wszystko pięknie. Przecież chciałabym kimś takim być. Więc zabieram się za czytanie bardzo długiego opisu mojej postaci i już na początku widzę, że jednak się coś tu nie zgadza, że nakłamałam w teście, bo skala licznika introwertyzm-ekstrawertyzm pokazuje przewagę po stronie tego drugiego. A ja przecież jestem małym, introwertycznym kłębkiem niemocy. Z reguły. Czasem jestem kłębkiem mocy, ale nadal introwertycznym. Muszę więc rozwiązać test jeszcze raz. Uczciwiej.

Kolejna próba wypada bliżej prawdy. Introwertyzm przeważa nad ekstrawertyzmem stosunkiem 60 do 40. Jest to dobry stosunek. Opis jakoś tak bardziej się zgadza. Wynik: Mediator. Wśród znanych osób o podobnym typie osobowości Szekspir, Tom Hiddleston i Lady Sybil z Downton Abbey. Jestem usatysfakcjonowana.

Z introwertyzmem to jest w ogóle zabawna rzecz. Dopiero niedawno zaczął wychodzić z cienia. Można by rzecz, że stał się nawet trochę modny i hipsterski. Jeszcze do niedawna pokutowało przekonanie, podsycane zwłaszcza przez kulturę korporacji, że introwertyzm jest chorobą, z którą należy z całych sił walczyć. Introwertyka należy zabić w sobie. Trzeba być proaktywnym i entuzjastycznym jak mały króliczek po tabletce extasy. Trzeba brylować na burzach mózgów i umieć się sprzedać. Przystosuj się, albo giń.

Na szczęście w pewnym momencie ludzie uświadomili sobie, że lata 90. dawno się skończyły, nikt już nie pamięta, czym jest extasy, modne jest życie slow, minimalizm i Bieszczady. Na introwertyzm też musiało znaleźć się miejsce w tej nowej rzeczywistości. Wszelkiej maści coache i trenerzy rozwoju zaczęli przekonywać naszych szefów, że z introwertyka też można wydobyć przydatne w biznesie cechy, a miliony osób powoli zaczęły wychodzić ze swojej skorupy, by dokonać coming-outu, że oto jednak cały czas siedzą w swoich skorupach, gdyż są przecież w istocie introwertykami. Próba odczarowania introwertyzmu okazała się jednak nie do końca udana. Pojawiło się podejrzenie, że oto introwertycy popadli w zbiorowe, chociaż indywidualne, samouwielbienie wszystkich tych niefajnych, utrudniających życie introwertycznych cech, których zresztą większość introwertyków tak naprawdę nigdy nie posiadała, zmaterializowane w postaci memów i komiksów.

Kilka miesięcy temu internety pokazały mi na ten przykład komiksy o introwertykach. Fajne. Nawet trochę się identyfikowałam, ale nie do końca. Niektóre bardziej opisywały lęki i zwyczaje mojej znerwicowanej czarnej kotki Nat niż introwertyczne jednostki ludzkie.

funny introvert comics 5 - A ty, jakim introwertykiem jesteś?
Wcale nie

Bo wiecie, introwertyzm nie jest tożsamy z autyzmem, nie jest też wstępem do hikikomori, ani nie czyni z nikogo jednostki głębokiej jak rów mariański. Tak jak i ekstrawertycy nie są z reguły płytcy, powierzchowni i pozbawieni głębszej refleksji nad życiem. Są introwertycy, którzy całkiem nieźle sobie radzą w kontaktach międzyludzkich i ekstrawertycy, którzy wcale nie. Może trochę jest tak, że ci pierwsi po prostu ze swoim czasem skrajnym introwertyzmem dobrze się ukrywają. Ja ukrywam się na przykład całkiem nieźle, bo tak zupełnie pod kocykiem to się jednak funkcjonować nie da i chyba wcale byśmy nie chcieli. Niby oczywiste, a jednak. Lubimy szufladki, bo w szufladkach jest nam najbezpieczniej. Jak pod kocykiem. A przecież czasem nawet nie da się tak na pierwszy rzut oka, ani tak do końca, rozpoznać kto jest kim. Ja często nie potrafię. I dotyczy to zarówno mojego gatunku, jak i tego drugiego. Bo rodzajów jednych i drugich jest jak matek bosek, albo nawet jak psów. I żeby je wszystkie ogarnąć, trzeba by przeprowadzić mnóstwo psychotestów.

12 thoughts on “A ty, jakim introwertykiem jesteś?

  1. Ja też jestem introwertykiem i nie wiem czy to wynika z tego czy nie z tego, ale szalenie kocham deszcz! Jest moją obsesją, podobnie jak śnieg 😉 Serio!

  2. O, MBTI – lubię tę typologię bardzo. Ja jestem INFJ czyli też introwertyk, a jednak ludzie mi nie wierzą, bo tego kultu kocyka i kubka herbaty nie cierpię. Można być energicznym introwertykiem? Można. 🙂 Cieszę się, że ktoś o tym w końcu napisał. 🙂

    P.S. Lady Sybil z Downton Abbey – zazdroszczę Ci!

      1. Och tak, ciężko mi było wybaczyć twórcom jej śmierć. A jak zmarł Matthew prawie przestałam go oglądać.

  3. wg 16personalities również jestem Mediatorem 🙂 o mnie wiele osób nie powiedziałoby, że jestem introwertykiem, ponieważ gdy przebywam wśród ludzi potrafię być aż za nadto gadatliwa i towarzyska. I lubię tak spędzać czas ale od czasu do czasu, powiedzmy jeden wieczór na 10 🙂 Z tym uwielbieniem deszczowej pogody to chyba, przynajmniej u mnie, nie jest kwestia introwertycznej duszy a raczej ciśnienia, która w upalne i duszne dni bardzo często nie daje mi cieszyć się życiem.

    1. Piona! Też bywam aż za nadto gadatliwa. Co więcej wydaje mi się, że czasem przesadzam nawet z dążeniem do skupienia na sobie uwagi i gwiazdowaniem. Ale to trochę zasłona dymna:)
      Z ciśnieniem mam na odwrót. Zabija mnie to, które towarzyszy deszczowej pogodzie.

  4. Ja na fali właśnie zyskanej samoakceptacji przechodzę fascynację zaletami introwertyzmu. Przyznaję, uprawiam chwilowo samouwielbienie. Pewnie się unormuje.

    Mi w teście wyszedł Adwokat i proporcja 92% intro, 8% ekstra. Przy takiej proporcji (zgadzam się z nią) naprawdę dużą ulgą jest odkrycie, że w dzisiejszym społeczeństwie jednak wciąż mam jakieś zalety i nawet szansę znalezienia pracy, która nie będzie szargała mi nerwów.

    1. Z pracą, zwłaszcza taką w korpo, to często jest dużo ładnych słówek, o tym, jak to potrzebuje się różnych typów osobowości do rożnorodnego zespołu, bla bla bla. A potem się i tak czepiają, że za mało się człowiek chwali i promuje, i że jak się nie będzie głośno darł i dobijał, to nikt nie zauważy jego dobrej roboty. Ale to też jest gadanie, bo czasem jednak ktoś zauważy 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top