Każde pokolenie młodych ludzi dostaje od starszych jakąś nazwę. Taką łatkę, potem markę. Czasem może wymyślają ją sobie sami. Ze swojego życia pamiętam tylko Generation X. Spóźniłam się jakieś trzy lata, żeby się do nich załapać. I jeszcze Baby Boomers. Moja matka to przecież Baby Boomer, chociaż w Polsce nigdy oficjalnie nie używało się tego terminu. Ale chyba żadne pokolenie nie miało nigdy aż tylu równolegle funkcjonujących imion, co nasze. I chyba żadne nie było tak różnorodne, bo przecież w odgórnie stworzonych na potrzeby mediów ramach funkcjonują dorośli, trochę mniej dorośli i zupełne dzieci. I większość tego zbiorowiska najchętniej podzieliłaby je na podzbiory.

Niedawno z artykułu na Guardianie dowiedziałam się, że My to nie tylko Millenials (tak piszą zawsze amerykańskie media, w polskich mediach najczęściej przeczytasz wersję Millenialsi) i znane nam od lat Generation Y (UK i Australia). Grecy mają pokolenie 500 euro, Hiszpanie Generación Ni-Ni (ni trabaja, ni estudia – nie pracuje, nie studiuje), a Polacy, jak się okazuje Pokolenie JP II. Śmiem twierdzić, że autorka artykułu zatrzymała się na wiadomościach o Polsce jakieś 10 lat temu, bo teraz to już chyba u nas co najwyżej Pokolenie JP (na 100%). Chociaż sztandar JP II ze sztandarem (albo szalikiem) JP ostatnimi czasy łączy nam się w formę dość straszną.

Pokolenia i ich nazwy są zresztą tworem nieco sztucznym. Funkcjonują po to, by łatwiej było mówić w mediach i w dyskursie społecznym o pewnych zjawiskach. W rzeczywistości, i jest to dość oczywiste, są daleko idącą generalizacją i sami zainteresowani rzadko (jeśli nie nigdy) identyfikują się z tymi terminami. No może z wyjątkiem Pokolenia X. Nadal natykam się na osoby nieco starsze ode mnie, które tak się określają. Z pewną nostalgią zresztą.

Czy ktokolwiek z nas, urodzonych (według definicji Millenialsów) między 1980 a 2000 rokiem, identyfikuje się jakoś z nazwami Millenials czy Generacja Y (bo wyjaśniliśmy już sobie, że pokolenie JP II nie istnieje, więc nie będziemy więcej poruszać tego tematu)? Problemem tej definicji jest szeroki przedział czasowy. Zdecydowanie zbyt szeroki, żeby czuć się jednym pokoleniem. I to nie tylko dlatego, że osoba urodzona w 1980 roku może być rodzicem człowieka urodzonego w roku 2000. I nawet nie dlatego, że różnimy się tak bardzo. Globalne problemy jakim musimy stawić czoła we współczesnym świecie, czy to będąc od dawna pełnoletnim, czy dopiero powoli wchodząc w dorosłość, są podobne, żyjemy na tym samym podłym padole. Oczywiście jesteśmy w różnych momentach życia, mamy różne doświadczenia, ale to są oczywiste sprawy. Problem jest przede wszystkim taki, że my wszyscy w dużym stopniu mamy pokoleniową obsesję.

To jest obsesja odróżniania się. Dzielenia ze względu na stosunek do nowych technologii (czy internet był w naszym życiu zawsze/prawie zawsze czy nie), do PRL (czy się pamięta czy nie), do gimnazjum (chodziło się czy nie), a nawet do kaset magnetofonowych i kolorowych karteczek z segregatora. Potrzeba pokoleniowego odcinania się grubą krechą dotyczy zarówno odróżniania się od starszych, jak i od młodszych. To pierwsze od dziwo jest zjawiskiem nowszym, charakterystycznym raczej dla roczników, które chodziły do gimnazjum (obserwacja własna, niepoparta większymi badaniami). O takiej odrębności pokoleniowej od osób zaledwie kilka lat starszych możecie wspomina np. Tattwa w wywiadzie z Dominiką Słowik.

W pokoleniowej obsesji liczbą lat właściwą dla istnienia każdego pokolenia jest mniej więcej sześć (tak na oko). Prawdopodobnie wraz z wyższymi rocznikami ta liczba się zmniejsza. Na dłuższą metę ta nasza pokoleniowa obsesja to jednak rzecz strasznie głupia i … strasznie gówniarska.

Jeszcze jakieś pięć lat temu sama tej obsesji ulegałam. Znajoma młodsza o sześć lat wydawała mi się kimś, jeśli nie z kosmosu, to na pewno z innego pokolenia. Nie pamiętała lat 80. No i w ogóle była takim dzieciakiem. Dzisiaj nie widzę między nami żadnej większej pokoleniowej różnicy. Tak, jak za bardzo nie widzę pokoleniowej różnicy między sobą a znajomymi starszymi ode mnie o pięć lat. Ta młodsza dziewczyna po prostu dorosła. I wiecie co? Ja też.

Inna sprawa jeszcze, że my tę naszą odrębność nie zawsze opieramy na doświadczeniach, wspólnych problemach, czy sposobie patrzenia na świat. Czasami opieramy ją na gadżetach. Tak przynajmniej się wydaje, jak się spojrzy w internety. Na czymkolwiek nie byłyby oparte te nasze pokoleniowe podziały, umierać za nie i tak nie warto. Bo mam wrażenie, że się trochę chcemy odróżniać na siłę. To trochę niedojrzałe i zdaje się, że mija z wiekiem. Grunt, że wciąż jesteśmy młodzi.

Tymczasem, gdy będziesz mieć 90 lat i będziesz odwiedzać swoją 70-letnią sąsiadkę z dołu, pewnie nawet nie pomyślisz, że to jakieś inne pokolenie jest. Chociaż i tak powiesz o niej, że jest młoda. Moja babcia po dziewięćdziesiątce mówiła tak nawet o ludziach 89-letnich.

7 thoughts on “A ty z jakiego pokolenia jesteś?

  1. Jestem z pierwszej połowy lat 90. i trochę cieszy mnie fakt, że posiadałam tak naprawdę dwa dzieciństwa – jedno analogowe, z kolegami na trzepaku, a potem drugie, w które dość płynnie przeszliśmy, cyfrowe. Przy czym to cyfrowe było dziwną i ekspresową ewolucją tetrisowo-pegasusowo-atari-amigowo-pecetowo-laptopową, która doprowadziła nas ostatecznie do zamiany trzepaka na kafejkę internetową i marzeń o byciu strażakiem na freelancerkę. Za to wiemy, o co chodzi i tym z lat 80, i tym z 00. Wiemy też o co chodzi w sentymentalnych memikach z cyklu „W latach 80 każda rodzina była patologiczna, nie było psychologów ,dysleksji, pielęgniarek, bhp, cywilizacji ble ble ble…”

  2. Muszę się trochę przewrotnie przyznać, że ja jakoś lubię te psychologiczne dziwne wywody i próby definiowania pokoleń :). Może głównie na potrzeby szerszych dyskusji. Chociaż uważam, że mimo całej globalizacji, należy brać pod uwagę kraj pochodzenia i historię. Szczególnie dla pokoleń od „millenialsów” w górę wiekiem:) Bo każde porównanie przykładowo osoby 45-letniej z Polski z niemieckim czy brytyjskim rówieśnikiem będzie niepełne. Co tu dużo mówić, 40 lat wiadomego systemu w tej części Europy zostawiło absolutny ślad w ludzkich głowach. Dopiero obecne pokolenie dzieci i bardzo młodych ludzi będzie mogło być w pełni zestawione z europejskimi rówieśnikami, właśnie na potrzeby jakiś globalnych wniosków. I podobno właśnie „generation Z” zmieni nasz świat:) Trzymam „te badania” za słowo, a sama muszę wziąć odpowiedzialność za wychowanie mądrego przedstawiciela tej generacji :).

    1. O tak! Zdecydowanie trudno porównywać pokolenia z rożnych państw. To są jednak różne problemy, różne doświadczenia. A „Generacja Z” to brzmi jakoś tak schyłkowo, obym moje skojarzenia były jednak mylne i polecą z dalszym nazewnictwem według polskiego alfabetu, a tam są jeszcze dwie literki 😉

  3. Kiedy sami szufladkujemy się do jakiegoś pokolenia, chodzi moim zdaniem o wspólnotę doświadczeń. Podobieństwo pod tym względem pozwala powspominać, ponarzekać na to samo, a to, jak wiadomo, zbliża.

    Millenialsi też są zróżnicowani. Urodziłam się w roku orwellowskim i mam męża młodszego o 3 lata – nasze wczesne dzieciństwo różniło się diametralnie, a w dodatku on wcelował już w szkołę poreformową, więc tu wspólnoty nie ma. Moja młodsza o 7 lat siostra czy 11 lat młodszy brat mają też zupełnie inne doświadczenia z czasów szkolnych niż ja. Te różnice się zacierają z czasem i w tym momencie nie ma między nami wielkiej przepaści. Ale o gumie Turbo czy Czarodziejce z Księżyca z nimi nie pogadam 😉

    1. No wiadomo, że różnice są znaczne. Zwłaszcza, że rodziliśmy i wychowywaliśmy się w czasach bardzo szybkich zmian (chociaż biorąc pod uwagę obecną dekadę, to chyba nie były czasy aż tak szybkie), ale mimo wszystko nie za bardzo jest sens wydzielania podpokoleń w pokoleniu co 5 czy co 3 lata. Co 10 to jeszcze można by próbować 🙂

  4. pamiętam jak byłam w I gimnazjum i zmarł Jan Paweł II i co niektórzy tak ochoczo mówili o pokoleniu JPII. Jako urodzony sceptyk nie mogłam ogarnąć czemu mam się identyfikować z innymi, tylko dlatego że zmarł papież, co do którego wiedziałam tyle, że w szkole chcą mi bardzo wmówić jak on był ważny, ale nikt nie tłumaczył dlaczego. Gdzieś się niedawno spotkałam z określeniem pokolenia depresji, które nie odnosiło się tylko do chorowania, a bardziej do świadomości chorób psychicznych.

    1. Te nazwy bywają naprawdę kuriozalne. Dlatego Millenials czy Generation Y bardzo mi się podobają, bo brzmią bardzo ogólnie i nie insynuują, że nagle całe pokolenie interesowało się np. HP, albo kierowało się naukami JPII. Zresztą ta nazwa pokolenie JPII już wtedy w 2005 wydawała mi się tworem strasznie sztucznym, wymyślonym przez media i nie dawałam temu zjawisku życia dłuższego niż życie nośnego tematu w telewizji i jak widać nie pomyliłam się wcale. Przyznam, że nawet poszłam wtedy w jakimś pochodzie ze świeczkami, czy czymś takim, chociaż już wtedy byłam niewierząca. Ale była jakaś taka atmosfera smutku. To był trochę owczy pęd z mojej strony. Może trochę chciałam przynależeć, pobyć z ludźmi, albo raczej uczestniczyć w historii. Z tego jak to dziś pamiętam, to miałyśmy w tamtym czasie z przyjaciółkami poczucie, że się wydarzyło coś historycznego, bo jeszcze nie widziałyśmy żadnego konklawe, niż coś co miało nas połączyć w smutku z innymi i stworzyć pokolenie (to brzmiało raczej dziwnie).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top