Zara wypuściła nową kolekcję. Nazwała ją „Ungendered” i reklamuje jako uniwersalną dla kobiet i mężczyzn. Zdania są podzielone, bo dla niektórych sam pomysł ubrań dla dwojga to już zamach na kobiecość/męskość, dla innych kolekcja jest zwyczajnie zachowawcza i mimo głośnego marketingu (mamy w końcu do czynienia z najpopularniejszą sieciówką świata) nie ma w niej żadnego przełomu. Dlaczego o tym piszę? Bo to bardzo dobry pretekst, by zastanowić się nad tym, gdzie przez ostatnie 15 lat podziewał się unisex.

Genderless według Zary to prawdopodobnie pierwsza tego typu kolekcja wśród popularnych sieciówek. Oczywiście musimy mieć świadomość, że sieciówki niczego nie wymyślają od zera, wszystkie pojawiające się w nich trendy to przetrawiona wersja tego, co pokazuje się w kolekcjach wielkich domów mody (żywot trendu, od pojawienia się na wybiegu znanego projektanta, do… bazaru, możecie prześledzić w bardzo ciekawym artykule Blimsien). Zara znana jest z tego, że świeże trendy inkorporuje najszybciej ze wszystkich popularnych marek, czasami projekty do złudzenia przypominają te, które pojawiły się dosłownie przed chwilą na wybiegach wielkich Fashion Weeków (stąd wiele podejrzeń o szpiegostwo przemysłowe i zarzutów o zbyt dosłowne inspirowanie się). Tak więc uniseksowy trend pojawił się na półkach Zary nie bez przyczyny. Można było go zobaczyć na ubiegłorocznych pokazach takich luksusowych marek jak Gucci, Burberry czy Yves Saint Laurent. Ale i wielcy krawcy nie odkryli Ameryki w roku 2015.

Kto dobrze pamięta koniec millenium, z pewnością spotkał się wtedy z terminem mody unisex nawet jeśli w ogóle nie interesował się modą. Chociaż sam termin został po raz pierwszy użyty w latach 60., a ubrania tego typu pojawiały się już w XIX wieku, prawdziwy boom na „obupłciową” modę to przełom lat 80. i 90. Jego wielkim piewcą był Calvin Klein. Zresztą, jeśli jak ja, byliście nastolatkami w latach 90. pewnie przypominacie sobie te zdjęcia klasowe, na których chłopcy i dziewczyny mają na sobie identyczne bluzy i T-shirty. Oczywiście ta szkolna moda była dość zachowawcza, a „wspólne” części garderoby ograniczały się do męskich fasonów obecnych w kobiecych szafach. Sytuacje odwrotne oglądaliśmy raczej tylko na filmach i w teledyskach. Cudownym przykładem takiego równościowego unisexu są kostiumy z filmu „Hakerzy” z 1995 roku (zdjęci niżej).

hakerzy - Kobiece/Męskie, czyli gdzie się podział unisex

 

Kto by przypuszczał, że unisex nagle zniknie z pierwszego planu, kiedy Mark Renton wypowiadał w filmie „Trainspotting” słynne zdanie:

„Za tysiąc lat nie będzie już facetów i lasek, tylko brygada onanistów”

„1000 year from now there’ll be no gyus and no girls, just wankers. Sounds great to me. It’s just a pity no one told Begbie.”

W XXI wieku nagle poczuliśmy, że musimy się płciowo różnić (wow, odkrycie! ). Bardzo (ale czy koniecznie wszyscy?). Trendy stawały się coraz bardziej kobiece i coraz bardziej męskie. Wracały do łask ultrakobiece fasony z lat 50. i gorsety. Mężczyźni, jeszcze na początku wieku tzw. metroseksualni, musieli zmienić się w drwali z brodami. Wszyscy nabijali się z chłopców w rurkach. Z półek popularnych perfumerii niemal całkiem zniknęły perfumy unisex, każdy musiał wyraźnie pachnieć swoją płcią. Jasne, modelki nadal były chude, ale przecież nie chodzi tu o modelki, tylko o ulicę i to, co chcemy opowiadać naszym ubiorem. To, co społeczeństwo chce żebyśmy opowiadali. Bo wbrew pozorom, ma ono na modę nie mniejszy wpływ niż jakiś tam projektant Karl. A społeczeństwo zrobiło się dziwnie purytańskie. Potrzebuje radykalnych podziałów. Silnej dychotomii kobiece/męskie. Dominująca moda to lustro panujących stosunków społecznych. Lustro pozycji kobiety w społeczeństwie, ale też obraz tego, czego społeczeństwo oczekuje od mężczyzn. I nie jest to zbyt przyjemne zwierciadło.

W tym zwierciadle paradoksalnie kobiety nie mają najgorzej. Jeśli założysz na siebie oversize’owy worek, co najwyżej powiedzą ci, że jesteś aseksualna. Zniesiesz tę obelgę i dalej będziesz kochać swój worek. Chłopiec w rurkach nie dość, że usłyszy, że jest zniewieściały, to jeszcze może dostać za te rurki wpierdol. Ileż można słuchać gadania o kryzysie męskości (ubiór to tylko niewielka jego część)? Dlaczego w ogóle mielibyśmy definiować męskość? Albo kobiecość? Komu to jest potrzebne? Takie definicje rodzą tylko frustrację. I agresję. Jeśli mamy dziś jakieś kryzysy tożsamościowe, to już prędzej kryzys dorosłości. I z pewnością kryzys człowieczeństwa. Ale to tematy na zupełnie inne rozważania, do których nie będziemy mieszać banalnych spraw mody.

Potrzeba nam dziś obecności tego zapomnianego przez lata unisexu (w modzie i kulturze), ale niekoniecznie w wydaniu takim jakie pokazuje Zara. Genderless według hiszpańskiej sieciówki wygląda po prostu jak akcja marketingowa ciuchów, które pewnie i tak znalazłyby się gdzieś na działach męskim i kobiecym (na kobiecym pewnie uszyte z materiałów w gorszym gatunku). W końcu od kilku lat nosimy już spodnie boyfriendy i oversize’owe koszulki. Przełomem byłyby ubrania dla kobiet i mężczyzn, inspirowane fasonami, które kojarzone były do tej pory jednoznacznie z damską garderobą. Oczywiście byłoby to dość ryzykowne, dużo bardziej kontrowersyjne zagranie. Ale koncern Inditex (właściciel Zary) może przecież pozwolić sobie na wiele. Byłby to jakiś fajny sygnał. Przyczynek do dyskusji, czy musimy być naprawdę tak bardzo serio, gdy myślimy o naszej płci (szczególnie w kontekście mody). A że to Zara, a wszyscy znają Zarę, byłoby komu dyskutować. Marketingowo pewnie wyszłoby na to samo, a przynajmniej nikt nie mówiłby, że nuda i to już było. No ale, to tylko Zara.

Zobaczcie tymczasem jak unisex robi awangardowa marka Nicopanda. I noście co Wam się żywnie podoba. Ten tekst w żaden sposób nie miał na celu narzucania jakichkolwiek norm lub form ubioru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top