Więc biegniemy przed siebie. Ja z nią. Ona ze mną. I mija nas żul. Żul nieszkodliwy, rowerowy.

Może nawet nie żul wcale, tylko dziad działkowy, taki co ma wewnętrzny imperatyw, misję w sumie, by komentować wszystko, co mijane po drodze. Wiek ma odpowiedni, więc może. Kto staremu zabroni, tak myśli sobie. To ten sam typ, co baby z autobusu, które ciężarną, która miejsca nie ustąpi zawsze za dziwkę mają, w końcu gdyby się nie puszczała, to by nie zaciążyła i ustąpiła miejsca. Więc jedzie ten dziad. I szczerzy się do nas. I rzuca: „dziewczyny jak maliny!”.

A Magdalena śmieje się, że w sumie w naszym wieku powinny nas cieszyć takie komplementy. Bo to komplement przecież. Nawet jak od żula czy innego dziada działkowego. I ja się z nią śmieję, ale się przecież wcale nie zgadzam. Bo mi dalej jest nie do śmiechu, jak mi ktoś takim tekstem między oczy. Tekstem, co prośbą jest, błaganiem, a może dissem nad dissami: ciesz się, że jeszcze cię widzą. I co mnie obchodzi, że dziad myśli, że to miłe? Jak to wcale miłe nie jest, tylko to czysty geriatryczny seksizm. I co to znaczy w naszym wieku?

I trzeba było powiedzieć jej: „no ejże, laska!”. Bo laska to stan jest umysłu. Stan umysłu bezczelnej młodości. Popatrz na nas, nie ruszyłyśmy się stąd ani na krok.

iinne5 2 1024x683 - I inne dziewczęta. Maliny
I inne dziewczęta to taki mój cykl specjalny. Serial, felieton, jak chcecie. Dialogi fikcyjne, a czasem spisane ze słuchu. Wszelkie podobieństwo postaci i zdarzeń jest całkowicie zamierzone. Wpada tu raz w miesiącu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top