Lubimy myśleć o sobie poza ciałem. Lubimy rozpatrywać swoje „ja” w kategorii umysłu (rozsądnie) lub duszy (romantycznie). Też to lubię.

Czy kiedykolwiek zdarzyło mi się opisywać swoją tożsamość w kategoriach umysłu i ciała? Pomijając wszelkie płytkie myśli – nie. Tożsamość, osobowość, charakter zawsze są od ciała oderwane. Są czymś lepszym, mądrzejszym, głębszym. Ciało to pył, w który się obracamy. Niewygodne i zawodne, czasem uwierające jak zbyt ciasny sweter. To zewnętrzna powłoka, dla której co prawda pragniemy być dobrzy, by służyło nam jak najdłużej, ale nie traktujemy jej jako coś, co nas określa. Nie na darmo płytkie konkursy Miss usiłując udawać, że wcale nie są płytkie, silą się na te wszystkie nieciekawe pytania do kandydatek, by te mogły wykazać się intelektem. Że trudno odpowiedzieć na nie czymkolwiek mądrym czy oryginalnym, nie wspominając już o tym, że warstwa intelektualna zwykle nie ma zbyt wielkiego wpływu na wyniki konkursu, a na pewno nie takiego jak konkurs bikini, to zupełnie inna sprawa.

the broken column 1944 - O ciele

Tak więc ciało, pozostając z nami nierozerwalnym, w naszym myśleniu o nas samych jest czymś tak bardzo obok, czymś zdecydowanie mniej istotnym. Pomijanym, zapomnianym. Jest tylko moim ciałem, nie jest mną. Owszem, takie myślenie ma swoje plusy. Przecież przywiązywanie zbyt dużej wagi do kwestii ciała wpędza nas niejednokrotnie w kompleksy. Ze względu na ciało bywamy z góry oceniani przez społeczeństwo. Nadwaga, niedowaga, kolor skóry, kolor włosów, kalectwo, brzydota, piękno, kształt i rozmiar nosa, blizny. Wszystkie te i inne przyrodzone i nabyte cechy ciała, które mogą określać nas w oczach innych, a czego tak bardzo nie chcemy.

Katolicyzm (zresztą wiele innych wyznań i religii także) nauczył nas, że ciało jest grzeszne. Dawno z tego myślenia wyrośliśmy. Nadal jednak uważamy, że ciało w istocie jest czymś nieważnym, a z pewnością mniej ważnym. Tak chcę o sobie myśleć, więc nie myślę o ciele zbyt dużo poza sferą higieny. Pisząc o higienie, mam na myśli wszystko, co robimy by zachować je w dobrym stanie, zdrowiu, wyglądzie, kondycji. Gdy próbuję się określać, definiować swoje poglądy, planować przyszłość, jestem w tych myślach „ja” zupełnie pozbawiona ciała, zupełnie od niego niezależna. Podejrzewam, że tak funkcjonuje większość ludzi.

Ciało tymczasem nie daje o sobie zapomnieć. Przypomina o sobie bezczelnie, niepytane. Bólem, chorobą, strachem, drżeniem dłoni, szalejącymi hormonami. Zawsze w jakimś stopniu steruje naszym życiem. Nigdy nie jestem od niego wolna. Muszę je karmić i myć. Muszę kłaść je do snu i zmuszać do powstania. Czy jestem jego sługą, niewolnicą? Nie. Przecież ja jestem moim ciałem, moje ciało jest mną, chociaż czasem wolelibyśmy się rozstać.

Mój nos, gdyby chciał, mógłby mieć równie duży wpływ na moją osobowość, co wszystkie doświadczenia dzieciństwa. Mogłabym być nieco inną osobą, gdyby urósł mi większy biust. Może byłabym inna, gdybym była kiedyś grubym dzieckiem. Czy to złe, płytkie i niebezpieczne myślenie? Na pozór. Ludzie tak często wyprowadzają swoją niepewność/pewność siebie z kompleksów/ich braku związanych z wyglądem. Ludzie zachowują się inaczej gdy męczy ich ból. Ludzi w końcu zmienia choroba. Nie znoszę żartów tłumaczących zachowania kobiet okresem, uważam je za seksistowskie, a jednak nie mogę wyprzeć się wpływu hormonów na własną zachowanie.

the two fridas 1939 1024x1019 - O ciele

Toulouse-Lautrec nie byłby tym, kim był, gdyby był zdrowym i rosłym mężczyzną, a nie kalekim karłem. Być może nigdy nie zdobyłby takiego zaufania paryskich dziwek ze swoich plakatów.
Frida Kahlo byłaby prawdopodobnie inną osobą, gdyby nie przeżyte w dzieciństwie polio i tragiczny wypadek autobusowy, któremu uległa w wieku 18 lat, który wrzucił ją w ortopedyczny gorset i zniekształcił jej ciało. Byłaby inną kobietą, gdyby nie wszystkie jej poronienia. Na pewno byłaby inną malarką. Ciało ukształtowało jej sztukę nie mniej niż zrobił to jej talent i miłość do Diego Riviery.

Jestem moim ciałem. Czy jestem z nim pogodzona, czy nie. Czy kocham je, czy nie. Jestem nim i mój z nim układ określa mnie bardziej niż bym sobie tego życzyła. Bo przecież jak każdy człowiek, pragnę być/myślę, że jestem czymś niezależnym od własnej cielesności. Może to pozwala nam, póki co, żyć w miarę bezkonfliktowo.

 

wpis ilustrują obrazy Fridy Kahlo: The broken column (1944) oraz The two Fridas (1939)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top