Kobiety, forsa, domowy budżet, ekonomiczne modele rodziny, dyskryminacja. Jak nasze podejście do pieniędzy zmieniało się przez lata, co próbują nam wmówić media i dlaczego tak wiele z nas nie chce w ogóle interesować się finansami. O tym wszystkim rozmawiam z Danutą Duszeńczuk, autorką poradników „Pieniądze dla Pań” i „Kariera dla Pań” oraz bloga ekonomicznego Kobiece Finanse.

Rzeczovnik: Kobiety aż tak słabo radzą sobie z finansami, że potrzebują specjalnego traktowania, mówienia do nich specjalnym językiem, specjalnej edukacji i książek tylko dla siebie? Czy to nie jest trochę protekcjonalne?

Danuta Duszeńczuk: Nie radzą sobie słabo, tylko trochę brakuje im wiary w siebie. W to, że sprawy związane z ekonomią są przez nie do ogarnięcia. Już dawno dowiedziono, że nie ma żadnych różnic między umysłem kobiety i mężczyzny, jeśli chodzi o postrzeganie abstrakcyjnych pojęć. To, że nie jesteśmy zainteresowane sferą finansów, bierze się z tradycji, z wychowania. Przecież jeszcze do niedawna normą było, że to mężczyzna był głową rodziny, że tylko on przynosił pieniądze i zarządzał domowym budżetem, a kobieta najczęściej nie za bardzo się tymi sprawami interesowała. To nie jest model, który należy naśladować, bo w ten sposób same kopiemy pod sobą dołki.

Kto powiedział, że zawsze będziesz z tym jednym jedynym mężczyzną? Kto powiedział, że pewnego dnia nie obudzisz się z ręką w nocniku, bo facet sobie gdzieś poszedł, a ty zostałaś z dwójką dzieci, sama, bez pieniędzy?

dana2 1024x683 - Kobiece finanse, czyli dziewczyny ogarniają ekonomię. Rozmowa z Danutą Duszeńczuk

Stało się z nami coś dziwnego przez ostatnie lata? Bo ja dobrze pamiętam jeszcze czasy, gdy nawet niepracujące kobiety tak naprawdę ten domowy budżet trzymały. Mąż przynosił pieniądze, ale to kobieta gospodarowała. Jak to się stało, że teraz często również pracujące kobiety kwestię zarządzania pieniędzmi potrafią całkowicie zawierzyć partnerom?

Wydaje mi się, że w tamtych czasach też było różnie. Ówczesny model wynikał z uwarunkowań tamtego okresu i ustroju, ale była to tendencja nie tylko w Polsce. Jest taka książka „Być matką, pracować i nie zwariować”. Autorka, Adrienne Katz, analizuje podejście kobiet do pieniędzy i pracy na przestrzeni minionych stu lat. Wskazuje na kilka zasadniczych fal. I tak na przykład podczas II Wojny Światowej, gdy mężczyźni szli na front, kobiety chcąc nie chcąc, zajmując się domem, musiały nauczyć się zarządzania pieniędzmi.

Poszły też do pracy w fabrykach. A potem wojna się skończyła i trzeba było wrócić do kuchni, bo powracający z wojny mężczyźni musieli gdzieś pracować.

Tak, to było odgórnie zaplanowane przez rządzących w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej. Mimo krwawego żniwa wojny, mężczyźni wracali, tymczasem miejsca w zakładach pracy były zajęte przez kobiety. A one wcale nie chciały z pracy rezygnować. Wiedziały już, że dają sobie radę, że mogą pracować, części z nich to się podobało, nie odczuwały tej pracy jako przymusu. To nie był przypadek, że zaczął wtedy nasilać się ruch emancypacyjny. Od tamtego czasu w Europie można zauważyć, że kobiety chcą ten skrawek władzy i niezależności zachować dla siebie. W ten sposób też wiele z nich zaczęło zajmować się zarządzaniem domowym budżetem.

„To, że nie jesteśmy zainteresowane sferą finansów, bierze się z tradycji, z wychowania. Przecież jeszcze do niedawna normą było, że to mężczyzna był głową rodziny, że tylko on przynosił pieniądze i zarządzał domowym budżetem, a kobieta najczęściej nie za bardzo się tymi sprawami interesowała. To nie jest model, który należy naśladować, bo w ten sposób same kopiemy pod sobą dołki.”

To nie jest trochę dyskryminujące, że się pisze książki o finansach specjalnie dla kobiet, a takich specjalnie dla mężczyzn nie?

Nie wydaje mi się. Chodzi raczej o zwrócenie uwagi na problem dominacji mężczyzn w tych tematach. Na Facebooku była taka grupa „protestacyjna” – „Nie biorę udziału w prelekcjach, na których nie występują kobiety”. Gdy ją pierwszy raz zobaczyłam, zaśmiałam się. Jednak gdy wczytałam się głębiej, publikowane tam informacje zrobiły na mnie ponure wrażenie. Na dużych konferencjach związanych z nowymi technologiami, ekonomią czy polityką często trudno uświadczyć prelegentkę. Nie dlatego, że specjalistek brakuje, ale dlatego, że po prostu nie dostają propozycji udziału. Kobiety często są z góry pomijane. Podałam przykład konferencji, ale o książkach można powiedzieć to samo. Nie chodzi o to, że do kobiet trzeba mówić specjalnym językiem. Chodzi o to, że tak często wmawia się nam, że są sprawy, które leżą poza naszym zasięgiem. W tym świetle „kobiece” publikacje tego typu są pewnego rodzaju manifestem i okrzykiem „Hola, hola! To jest temat, na który też miałybyśmy coś ciekawego do powiedzenia”.

pieniadze dla pan - Kobiece finanse, czyli dziewczyny ogarniają ekonomię. Rozmowa z Danutą DuszeńczukOprócz tego, że kobiety dają sobie wmawiać, że nie muszą interesować się finansami, to na domiar złego, mówi się nam, czy to w mediach czy w reklamie, że bycie rozrzutną jest w porządku, że to taka nasza przyrodzona, kobieca cecha. No nie! Protestuję!

Ja w ogóle mam o to straszny żal do mediów, szczególnie do telewizji, dlatego od ponad dziesięciu lat praktycznie jej nie oglądam. Seriale kreują obrazy rodzin, które w Polsce nie istnieją, z problemami, których w rzeczywistości nikt normalny nie ma. Zauważ też, że tam zawsze kobiety są zadbane i modnie ubrane, nawet jeżeli nie mają pieniędzy. To zupełnie odrealnione – są biedne, bez pracy lub z zajęciem na pół gwizdka, ale stać je na wszystko, z dużym mieszkaniem włącznie. Wiele osób wierzy jednak, że, tak jak w serialach, pieniądze zawsze się znajdą, na wszystko starczy. Niestety tak nie jest. A te reklamy, w których bycie cool oznacza wydawanie mnóstwa pieniędzy, są dla mnie obraźliwe i uwłaczające. Wynika z nich, że kobiety to straszne materialistki, dla których szczytem marzeń jest fioletowa sukienka w konkretnym fasonie. To jest przedstawianie nas kobiet w bardzo złym świetle, jako osoby puste, bez ambicji, którym wystarczy kupić błyskotkę, żeby problemy poszły precz.

Część kobiet niestety nie ma z tym jednak żadnego problemu i akceptuje ten obraz jako coś normalnego. Dla mnie to straszny brak refleksji.

To też przerażające, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że są poddawane manipulacji.

Kiedy kobieta zobaczy w księgarni książkę, która nazywa się „Pieniądze dla Pań” to prędzej zwróci na nią uwagę niż na jakąkolwiek inną o tej tematyce?

To jest w pewnym stopniu zagranie marketingowe, ale też psychologiczne. Jeśli wzięłabyś do ręki moją książkę i książkę innego specjalisty ekonomicznego, to tak naprawdę poruszamy te same tematy. Ale, co już kilkukrotnie wspomniałam, wiele kobiet z góry zakłada, że finanse nie są dla nich. Taki tytuł i taka „kobieca” szata graficzna może sprawić, że nawet te niezainteresowane sięgną po ten poradnik. Ze zwykłej ciekawości, może dlatego, że spodobała się im okładka – nie ma w tym nic złego. Tych samych rzeczy mogłyby się dowiedzieć z innej książki, ale być może nigdy nie chciałyby do nich sięgnąć.
Mam nadzieję, że m.in. dzięki serii Poradniki na obcasach, w ramach której zostały opublikowane „Pieniądze dla Pań”, ale przede wszystkich dzięki temu, że będziemy bardziej zauważać, że kobiety udzielają się w kwestiach finansów i świetnie im na tym polu idzie, to te kobiety, które do tej pory nie wierzyły w siebie, też zaczną zgłębiać temat i odnosić finansowe sukcesy.

Są autorzy poradników, którzy piszą na podstawie własnych doświadczeń, dzielą się metodami wypracowanymi przy okazji własnej walki z problemami, których dotyczą ich książki. Jak było w twoim przypadku? Miewałaś problemy z oszczędzaniem, z pilnowaniem budżetu, czy przeciwnie, zawsze byłaś poukładaną osobą?

Nie miałam nigdy takich problemów, na łamach książki przedstawiłam po prostu szereg dobrych praktyk, z których sama korzystam. Miałam jednak dość trudną sytuację finansową w czasie studiów. Gdy wyjechałam z domu, by studiować, byłam praktycznie zdana tylko na siebie, bo sytuacja finansowa moich rodziców nie była zbyt różowa. Dlatego wraz z rozpoczęciem studiów szukałam pracy. Na początku były to dorywcze zajęcia. Pierwszą umowę o pracę podpisałam na trzecim roku studiów. Było to pół etatu w markecie. Pracowałam w piątki i w weekendy, w tygodniu studiowałam dziennie. Funkcjonowałam na najwyższych obrotach przez prawie rok. W pewnym momencie poczułam się tym bardzo zmęczona. Było ciężko, ale przebrnęłam przez ten trudny okres. Zdecydowałam się też na drugi kierunek studiów: informatykę i ekonometrię, bo zdałam sobie sprawę, że studiowanie samej filologii nie jest zbyt perspektywiczne. To był strzał w dziesiątkę. Te studia bardzo pomogły mi w zrozumieniu finansów, nie tylko w skali mikro, ale też makro – zależności ekonomiczne były tak ciekawe, że postanowiłam później dalej zgłębiać temat na własną rękę.

Twój blog nazywa się „Kobiece finanse”. Dlaczego postanowiłaś pisać o pieniądzach właśnie pod tym kątem?

W momencie, gdy startowałam, był wielki deficyt kobiet piszących o ekonomii.

kariera okladka 214x300 - Kobiece finanse, czyli dziewczyny ogarniają ekonomię. Rozmowa z Danutą Duszeńczuk„Kariera dla Pań” to najnowszy poradnik autorstwa Danuty Duszeńczuk. „Piszę m.in. w jaki sposób bronić się przed dyskryminacją w miejscu pracy, gdzie szukać pomocy, jak rozpoznać zagrożenie. Dużo miejsca poświęciłam urlopom związanym z rodzicielstwem. Poruszam też temat interesujący dla wszystkich: jak znaleźć złoty środek między życiem prywatnym i zawodowym” – tak Dana opowiada o najnowszej książce.

Chyba nadal jest.

Nadal nie jest nas tak dużo jak mężczyzn, ale jest coraz więcej blogów o tej tematyce pisanych przez kobiety. Można tę tendencję zaobserwować od roku, może dwóch. Wcześniej naprawdę była posucha. Od początku założyłam sobie, że będę pisać o sprawach, przez wielu uważanych za trudne, z kobiecej perspektywy.

W jaki sposób ta perspektywa jest inna od męskiej?

Są pewne różnice w obchodzeniu się z pieniędzmi. Widać to w przypadku inwestowania, chociażby na giełdzie kobiety grają mniej agresywnie. Nasze działania są ostrożniejsze. Inaczej też wygląda podejście do zarządzania domowym budżetem, zwłaszcza wtedy, gdy jest się matką. Kobiety mniej koncentrują się na sobie, bardziej na potrzebach rodziny. U mężczyzn ta kolejność nie zawsze wygląda tak samo. Bardzo często starają się najpierw zaspokoić własne potrzeby, ewentualnie potrzeby wszystkich po równo. Tymczasem kobiety o sobie zapominają. Skutkuje to często tym, że odkładając pieniądze na przyszłość dzieci, nie pamiętają, że fajnie by było, gdyby oszczędziły trochę również na swoją przyszłość emerytalną, by nie być zdaną tylko na łaskę państwa.
Nie szłabym jednak absolutnie w ryzykowne stwierdzenie, że kobiety radzą sobie w finansach gorzej czy lepiej od mężczyzn.

Po prostu radzą sobie inaczej.

Mają inne priorytety.

Oczywiście różnimy się finansowo również dlatego, że niestety wciąż zarabiamy mniej od mężczyzn.

Tak, niestety. Aczkolwiek, to ciekawostka, ostatnio czytałam badania Komisji Europejskiej, z których wynika, że Polska na tle innych państw Europy ma najmniejsze różnice płacowe wśród swoich obywateli – na poziomie 6,4%. Najgorsza sytuacja jest w Austrii, Czechach i Niemczech, gdzie różnice w zarobkach na tych samych stanowiskach między kobietami a mężczyznami sięgają 20-30 procent.
Jednak jeśli chodzi o rozwiązania systemowe na rynku pracy, kobiety u nas nie są w dobrej sytuacji. Nadal nie funkcjonuje tu powszechnie model rodziny, w której obowiązki rodzicielskie rozkładałyby się po równo. To się oczywiście zmienia, ale nie tak szybko. Często więc sytuacja matki wygląda tak, że ciągnie dwa etaty: jeden w domu, drugi w firmie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top