O obserwacjach kultury kulinarnej dzieci młodszych, rzecz na temat trucizn z herbaty, strachu przed tasiemcem i umiłowania cukrów najprostszych.

U mnie na dzielni stoi sklep Aldi, a w Aldim ściana płaczu po latach 90. Tuż za koszami z niemiecką chemią spożywczą, gdzie prym wiodą kocie języczki, wyeksponowany obok kawy, oznaczony znakiem towarowym śmietanki, zabielacz – ostatnia deska ratunku dla lichej rozpuszczalnej i herbaty o bawarskich aspiracjach. W rzeczywistości składa się ze sproszkowanej farby sufitowej Dulux i aromatu cukierków Werthers Original. Obok niego, sklasyfikowana jako herbata, trutka na szczury dla niepoznaki wymoczona przez noc w kwasku cytrynowym. Na etykiecie przyklejonej do plastikowej tuby z różowym wieczkiem napis: Herbata Granulowana. Omijam tę półkę obojętna na wątpliwe zabiegi marketingowe projektantów przestrzeni sklepowej. Omijam ją nawet z pewnym obrzydzeniem, bo E, syrop gluk.-fruk. i w ogóle. Tymczasem 20 lat temu dałabym się za jej zawartość pokroić. Bo się tę tak zwaną herbatę i tak zwaną śmietankę wcinało na żywca łyżkami. I zjadało mnóstwo innych mniej i bardziej obrzydliwych i zakazanych przysmaków.

Obserwując dzieci okoliczne, a obserwuję ich sporo od dłuższego już czasu, gromadzę informacje, które pozwalają wysnuwać mi interesujące teorie. Te teorie niewiele mogą pomóc w praktyce żywienia małoletnich, gdyż dowodzą jedynie tego, że z zasady preferencje spożywcze młodych osobników ludzkich wykluczają się ze zdrową żywnością i zdrowym rozsądkiem w rozumieniu osobników dojrzałych. Do obserwacji najmłodszego pokolenia dodaję trochę własnych doświadczeń kulinarnych wieku nieletniego i wiem już wszystko. Zasady są dwie: ponadnormatywne umiłowanie cukru i głęboko zakorzenione fobie spożywcze.

Mokate kapuczino w proszku konsumowane na łyżki w największej tajemnicy przed mamą. Chleb z masłem i cukrem, przedstawiany przez ową rodzicielkę jako przysmak z czasów niedoborowego dzieciństwa w latach 50. (nie mieliśmy tyle słodyczy, co wy, o nie!), chętnie przyjęty w kręgu kulturowym małych smakoszy A.D. 1990. Chleb ze sztucznym miodem, którego potem zabraknie do ciasta (miodu, nie chleba). Cukier w kostkach. Keczup Tortex (bardziej pomidorowy słodzik niż keczup). Lody w proszku.
I najlepsze. Specjalność zakładu mojego brata: Trucizna. Były to ciastka typu herbatnik wymoczone w herbacie. Właściwie to w herbacie utopione. W ilości dużo. Na kształt wymiocin.
Kompletna obojętność żołądka na powyższe zabiegi.

Niemniej fascynujący jest temat fobii spożywczej. Powraca on często również w dorosłym życiu. Czy raczej nie daje się go wyplenić w procesie dorastania. Znów przykład rodzonego brata. Nie tknie pomidora. Ani niczego, co obok krojonego pomidora leżało. Mam też przyjaciółkę, która przez lata była oszukiwana przez własną matkę w temacie zupy pomidorowej. Oficjalnie była to marchewkowa. Przypadków fobii cebulowej jeszcze więcej. A mówią, że naród cebularzy.
Fobia spożywcza, która przetrwała do czasów dojrzałości płciowej, jest jednak tylko marnym odbiciem fobii dziecięcej. Nie wiesz, dlaczego nie jesz pomidora, nie wiesz dlaczego nie lubisz cebuli. Być może po prostu  zapomniałeś przyczyny, nie lubisz ich podświadomie.
W dzieciństwie bardzo dobrze wiedziałam, dlaczego nie chcę schabowego. Naczytałam się o tasiemcu. Wystarczyło. Tasiemca bałam się panicznie.

Mogą zabrać cukier i glutaminian sodu ze szkolnych sklepików i bardzo dobrze. Jednak powiadam wam, dziecko znajdzie cukier pod najbardziej niepozorną postacią, w najmniej spodziewanym momencie. Cukrowe łowy rzadko kiedy skończą się porażką. No chyba, że akurat cukier dziwnym trafem połączy się z fobią spożywczą. Jest to dość niespotykane zjawisko, ale możliwe, czego wszystkim rodzicom z całego serca życzę.

foodiesfeed 1024x683 - Czym smakuje dziecko, czyli fobie spożywcze i alternatywne źródła cukru

 

3 thoughts on “Czym smakuje dziecko, czyli fobie spożywcze i alternatywne źródła cukru

  1. Byłam niejadkiem, ale na szczęście moja mama nie zmuszała mnie do jedzenia, bo pamiętała, jakim koszmarem było w tym temacie jej dzieciństwo. Więc jadłam ile chciałam i co chciałam (BLW zanim to było modne!), dopingowana przez pediatrę, który z żelazną konsekwencją powtarzał, że zdrowe dziecko się nie zagłodzi.

    Z nietypowych przysmaków pamiętam kisiel na sucho, Visolvit (tak fajnie musował w buzi, chociaż babcia twierdziła, że wypala żołądek), tabletki na gardło Chlorchinaldin i syrop witaminowy Sanostol. Wtedy nie cierpiałam surowych pomidorów i soku pomarańczowego, bo szczypały w język. A niechęć do cebuli została mi do dziś, chociaż wtedy nie tknęłabym żadnej, a dzisiaj tylko surowej (w sałatce też fu).

    Mam też nietypową fobię w postaci tzw. eintopfów. Bardzo niechętnie jem bigos, leczo, gulasze, potrawki i inne tego typu rzeczy, chyba że sama je przygotuję. Wolę widzieć, co jem 🙂

  2. Za dzieciaka byłam strasznym niejadkiem i karma mnie w końcu dopadła… pod postacią pasierbicy, która nie lubi niczego, co nie jest podpłomykiem, czipsem albo właśnie jakąś słodkością… podczas obiadu są karczemne awantury kończące się czasami wręcz płaczem, bo dorastające dziecko musi jeść, ale jeść nie chce,bo niczego nie lubi. I jak tu żyć?
    Co do moich fobii spożywczych, chyba wszystko udało się wyplenić, nawet z musztardą się polubiłam, choć do 24-ego roku życia odmawiałam choćby jej skosztowania, bo zawsze odstręczał mnie jej kolor i konsystencja… Liczę, że i dziecku w końcu przejdzie…

    1. Bo najlepszy jest suchy chleb! Albo chleb z kepucem. Tak przynajmniej uważa 4-letnia córka mojej przyjaciółki 🙂
      Ja też pozbyłam się wszystkich swoich fobii spożywczych chyba. Mięsa nie jem z innych powodow, więc automatycznie nie muszę się bać tego nieszczęsnego tasiemca. Jedyne, czego nie zjem za nic w świecie to surowa cebula (ale w sałatce może być).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top