W ich mieszkaniu kuchnia jest najważniejsza. No chyba, że właśnie na kolana wskakuje ci trzymiesięczna kotka rasy brytyjskiej. Na stole kusi czekoladowy sernik, obok rozrzucone najnowsze numery magazynów kulinarnych. Z Anią i Mateuszem, autorami bloga Chef of Taste rozmawiamy o kulturze jadania na mieście, o miejskich trendach i grzechach restauratorów. W prawdziwym duchu slow food.

chef of taste 2 1024x683 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Rzeczovnik: Pobawmy się w prognostów. W 2013 roku był szał na burgery, w 2014 food trucki, w tym roku próbuje się nas przekonać do targów śniadaniowych. Co będzie następnym wielkim trendem kulinarnym w polskich miastach?

Mateusz: Na pewno będzie nim ramen.

Ania: Generalnie wszystko, co azjatyckie. Było już hamburgerowo, było wegańsko, było fastfoodowo, teraz będzie Azja. Ludzie już te rzeczy gotują w domach i chcą jeść ich coraz więcej. Ale to nie jedyny przyszły trend. Food trucki i targi śniadaniowe jeszcze niedawno były uważane za coś bardzo hipsterskiego, ale szybko ludzie uświadomili sobie, że to niekoniecznie są hipsterskie mody, tylko coś naprawdę fajnego… Podobnym trendem wydają się być teraz coraz silniejsze połączenia jedzenia i architektury.

ania - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Czyli?

Ania: Czyli chcemy jeść w ładnych miejscach, w lokalach które są nowoczesne, dizajnowe. Ludzie otaczają się coraz bardziej dizajnem i chcą to łączyć z kuchnią.

Ale czy jedzenie nie schodzi wtedy na drugi plan?

Mateusz: Jedzenie jest w centralnym punkcie. Doskonałym przykładem jest Charlotte, śniadaniarnia na Włodkowica. To jest idealne połączenie ładnego otoczenia z bardzo dobrym jedzeniem. Ludzie coraz chętniej tam chodzą. Miejsce z założenia bardzo hipsterskie, ale należy już całkiem do mainstreamu.

Ania: Charlotte to w dodatku dosłowne przeniesienie tego, co jest w Paryżu. To jest typowa braseria, z cenami typowej braserii w euro, niestety. I takich miejsc, gdzie jest ładnie, gdzie można spędzić czas kontemplując jedzenie, będzie więcej.

Czyli po prostu slow food.

Ania: Dokładnie!

„Było już hamburgerowo, było wegańsko, było fastfoodowo, teraz będzie Azja. Ludzie już te rzeczy gotują w domach i chcą jeść ich coraz więcej.”

Niedawno rozmawiałam z naszą wspólną znajomą, która zauważyła ciekawą rzecz. Samo określenie slow food, wykorzystywane przez restauratorów, zaczęło się dewaluować. Teraz często pod tą nazwą dostajemy fast food, na który po prostu trzeba długo czekać. Tak dość często jest niestety w food truckach.

Mateusz: To fakt, że z food truckami różnie bywa. Wszystko zależy od produktu. Slow food to jednak z założenia celebracja, przygotowywanie jedzenia powoli, z dokładnością, z idealnym odmierzeniem miar.

Dużo podróżujecie. Jaki trend z zagranicy najbardziej chcielibyście zobaczyć w Polsce?

mateusz - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Mateusz: Fine Dining, pewna doskonałość jedzenia. Przygotowywanie potraw z najlepszych produktów. Niekoniecznie slow, bo pewne rzeczy robi się bardzo szybko.

Ania: Bardzo chciałabym też, żeby pojawiało się więcej miejsc, które specjalizują się w jednym, dwóch, trzech daniach. Bardzo łatwo zaopatrzyć restaurację w składniki na dwie, trzy potrawy. Popatrz na Zupę, na Brat Wursty. Okej, Brat Wursty są fast foodem, ale każdy produkt ma odbiorcę. Nie ma tego u nas wiele. Brakuje nam fine dining.

Uważacie że u nas kiepsko z jakością?

Ania: Oszczędza się na składnikach. Jeśli są dobre, ceny są niebotyczne. A powiedzmy sobie szczerze, najlepsze składniki wcale nie są aż tak drogie. Większość ceny stanowią ogromne marże. Nie jesteśmy bogatym narodem i nikogo nie stać żeby wydawać za każdym razem 150-200 zł. Na taką kolację chodzi się raz na 2-3 miesiące. Restauratorzy powinni zejść na ziemię.

Mateusz: Wielu z nich strzela sobie w stopy. Dostajesz wielki talerz, na nim mało jedzenia, cena jest ogromna. Ludziom odechciewa się chodzić do restauracji.

Ania: Cały problem w krem z pieczonych pomidorow 4 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Tastewielu polskich restauracjach wynika z tego, że ich właściciele są zbyt cwani. Wydaje im się, że jeśli nałoży się mało na talerz i będzie to wyglądało jak 100 euro, to trzeba wziąć od klienta 100 euro. Ceny powinny być adekwatne do zarobków Polaków, nie turystów, wtedy wszyscy chętnie chodziliby do restauracji, nie tylko od święta. We Francji, Włoszech to normalne, że zamawiasz trzy dania. Rozmawialiśmy z francuskim szefem kuchni jednej z wrocławskich restauracji. Bardzo się dziwił, że tutaj ludzie potrafią przyjść tylko na zupę. U nich to normalne, że jest przystawka, danie, deser, wino.

I siedzisz długo i celebrujesz, bo cię na to stać. U nas przychodzisz do restauracji, żeby się szybko najeść.

Ania: I patrzysz co jest najtańsze w menu. W Polsce w średniej klasy restauracji danie główne kosztuje minimum 25 złotych, średnio 35-45, nie mówiąc już o tych droższych miejscach. W Paryżu, który wydaje się niebotycznie drogim miastem, większość restauracji oferuje menu a la carte, gdzie masz trzy dania za 12 euro. To nie jest dużo, ludziom bardziej się opłaca iść do tej restauracji niż ugotować te wszystkie potrawy w domu. Gdzie byś tak zjadła u nas? Nie ma takich miejsc!

domowy makaron 10 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

 

W Polsce jeszcze długo ich nie będzie.

Ania: Na szczęście i u nas ludzie interesują się już tym, co jedzą. Szkoda tylko, że restauratorzy tak często oszukują na produktach.

Mateusz: A tak naprawdę wystarczy zaopatrywać się u dobrych dostawców.

Ania: Tymczasem u nas kupuje się głównie w wielkich sklepach. Wiesz co jest najbardziej przerażające w fenomenie hipermarketów? Produkty są tanie, bo ich termin ważności to zwykle dwa dni. Niedawno kupiłam marchewkę. W ciągu jednego dnia w lodówce skurczyła się trzy razy, poczerniała i wyparowała.
Najgorsza rzecz, jaka mogła pojawić się w Polsce to przetwarzana i modyfikowana żywność, od której tylko się choruje i tyje. Staram się kupować warzywa i owoce na targu czy hali targowej, gdzie wiem, że są świeże i wiem skąd się biorą. Naprawdę wolę już zapłacić dwa złote więcej, kupić trochę mniej i wiedzieć, że mi to nie zgnije w lodówce. Nie wiem jak to robią w hipermarketach, że mimo całej tej chemii, dzień po zakupie warzywo już nie działa.
Przekładając na restauracje: gdy widzę w jakimś miejscu czterdzieści pozycji w karcie dań, to znak, że trzeba stamtąd natychmiast wyjść, bo nie ma możliwości, żeby wszystkie produkty były świeże. Niewiele reczy można mrozić bez żadnych konsekwencji.
Zauważ, że za granicą nie ma czegoś takiego jak kupowanie w hipermarketach. Kupuje się lokalnie. Francja jest świetnym przykładem, tam wszyscy kupują na targu.

streat food track festival 84 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of TastePamiętam taki targ z małego miasteczka na południu Francji, w którym byłam dwa lata temu. W niedzielę całe miasto przychodziło właśnie tam, nie do supermarketu. Mieli naprawdę wszystko i miałam wrażenie, że bardziej lokalnie kupować już się nie da. Był pan, który sprzedawał jogurty w pudełkach zwrotnych.

Mateusz: To samo w Hiszpanii. Wyobraź sobie targ w pueblo. Pan przyjeżdżał o dziewiątej rano z melonami, truskawkami. Ludzie ściągali z całego miasteczka, żeby kupować właśnie od niego. U nas, gdyby stanął na ulicy i krzyczał „melony, melony”…

…dostałby jeszcze mandat.

Mateusz: Przyszedłby sanepid, straż miejska…

„Najgorsza rzecz, jaka mogła pojawić się w Polsce to przetwarzana i modyfikowana żywność. Staram się kupować warzywa i owoce na targu czy hali targowej, gdzie wiem, że są świeże i wiem skąd się biorą.”

Wiecie jakiego trendu brakuje mi najbardziej w polskich miastach? Jedzenia nocą. Jasne, za dnia chodzimy do tych wszystkich fajnych knajp, ale robi się 22 i nie ma gdzie zjeść. Miałam taki problem całkiem niedawno. Jest godzina 24, trwa festiwal Nowe Horyzonty, mnóstwo ludzi na Rynku, pootwierane większość miejsc za dnia funkcjonujących jako restauracje, ale o tej porze kupisz tam już tylko alkohol. Oczywiście można iść do McDonalda, KFC czy budy z kebabem. Ale może ja nie mam na to ochoty, bo wolałabym zjeść coś dobrego? Może przesadzam, może innym to nie przeszkadza, ale bardzo zazdroszczę ludziom z południa Europy, że u nich w nocy możesz wyjść i zjeść co chcesz.

Ania: Tam się dopiero wtedy zaczyna życie. Wychodzi się jeść o 21, to jest standard.

Nie brakuje wam tutaj tego?

Ania: Oczywiście. Wydaje mi się, że duże znaczenie ma klimat. W ciągu dnia, kiedy tak jak dziś jest gorąco, nie chce się jeść. Oni mają tak tam cały czas. Taką mają kulturę, a kultura wzięła się z klimatu. Robi się ciemno, ludzie się uaktywniają bo jest chłodniej i przyjemniej, można to pocelebrować.

Czyli u nas nie ma szans na zmianę mentalności, bo taki mamy klimat?

Mateusz: No chyba, że latem. Sami mamy bardzo często ten problem, bo pracujemy do późna, wychodzimy o 22, 23, i często byliśmy wyganiani słowami „Przepraszamy, już zamykamy”.
Klimat się zmienia, ale mentalność ludzka nie tak szybko. Nieprędko nasiąkniemy kulturą otwartości jedzenia. Bo tu właśnie chodzi o otwartość. A jedzenie to przecież też rozmowa.

bistrot paris - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of TasteAnia: Nawet taka głupia rzecz, jak stoliki. We Francji są ustawiane do ulicy. Ludzie są nastawieni na celebrację tego, co dookoła. A u nas? Na plaży ogradzają się parawanami, żeby nikt nie wszedł na ich przestrzeń. To samo dzieje się w restauracjach. Ludzie czują się bardziej komfortowo tam, gdzie stoliki są wydzielone i najlepiej jeszcze ogrodzone. Ciężko walczyć z taką mentalnością.

Trendy w kulinariach pojawiają się i znikają, rynek prędzej czy później się nasyca. Rzadko taki chwilowy miejski trend zostaje z nami na długo. Z modnych dań, które wygrały walkę z czasem do głowy przychodzi mi tylko sushi. Jest coś jeszcze?

Ania: Sałatki. Sześć lat temu to był trend. Kto chodził ze zdrową sałatką, ten był spoko i wszyscy nagle zaczęli je jeść. Doszło do tego, że zaczęły być pakowane w supermarketach.

Kto kreuje te trendy?

Ania: Społeczności. Wszystko zależy od grupy społecznej.

lemon curd - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Mateusz: Dużo robią social media. Telewizja już mniej, zawsze jest z tyłu. Trendy generują też polscy kucharze. Wielu wyjeżdża na staże do Londynu, czy słynnej kopenhaskiej Nomy, uważanej za najlepszą restuarację świata, i tam zdobywa wiedzę. Czytałem o studentce, która kochała gotować, ale jak większość szukała pracy w korporacji. Nie mogła jej jednak znaleźć. Napisała maila do Nomy z pytaniem, czy przyjmą ją na staż. Oczywiście, że przyjęli. Nabrała tam takiej wiedzy i doświadczenia, że otworzyła własną restaurację w Warszawie, dziś jest spełnionym człowiekiem.

Ania: Trendy kreują też filmy i książki o gotowaniu i podróżach. Kilka lat temu był taki film „Pod słońcem Toskanii”, potem ludzie odkryli, że najpierw była książka. Szybko pojawiło się dziesięć identycznych powieści, w których ktoś wynajmuje dom we Włoszech i gotuje. Mnóstwo ludzi czyta o tym, co się gotuje w Toskanii, potem próbuje tych przepisów w domu. To dociera nawet do naszych babć.
Poza tym trendy generują celebryci, kolorowe magazyny. Wciąż mają moc. Wystarczy, że jakaś znana osoba powie w wywiadzie, że jada suszone morele, od razu ludzie chcą jeść suszone morele.

Mateusz: W Polsce te trendy szybko przychodzą, szybko je chłoniemy, bo jesteśmy młodą gospodarką. Każdy jest ciekawy nowości, rynek się nasyca.

panna cotta - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

 

Właśnie, nasyca. Załóżmy, że chcę otworzyć pięćdziesiątego w mieście food trucka z burgerami. Czy to ma w ogóle sens?

Ania: Myślę, że ma. Liczy się dobry produkt. Dobry produkt zawsze się sprzeda. Przykład: we Wrocławiu jest 330 pracowni projektowych. Czy to znaczy, że kolejna osoba nie będzie mieć pracy? Będzie mieć i się utrzyma, jeśli jest dobra.

m5s 300x300 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of TasteMateusz: Poza tym, ludzie zawsze będą jeść. Nie ma co patrzeć na trendy. Można iść im naprzeciw, albo pod prąd, ale to, co się naprawdę liczy, to jakość.

Ania: Teraz w ogóle jest trochę taki trend, żeby nie było trendów. Z jedzeniem jest tak, jak z modą czy muzyką. Wszystko już było, wszystko wraca, ciężko wymyślić coś nowego, składa się z tego, co już jest znane.

Mateusz: Chyba, że coś nowego przychodzi z bardzo daleka, tak jak właśnie ramen i zupa pho z Azji. Ten trend nie rozwija się jednak szybko. W Warszawie jest tego już sporo, ale we Wrocławiu jest jeszcze mało znany. Sam przeczytałem o nim jakieś dwa lata temu w dodatku do Forbesa, 1 milion.

Ania: I tu mamy wyznacznik kto jest tak naprawdę pierwszy w kreowaniu trendów. To gazety! Magazyny specjalistyczne. Sami na bieżąco kupujemy magazyny kulinarne, gdzie kuchnia molekularna jest na porządku dziennym, gdzie czytamy o nowojorskich restauracjach i przedsięwzięciach.

k kopia1 300x300 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Czyli internet, mimo tego co się powszechnie uważa, nie zawsze jest najszybszy! Drukowana prasa coś jeszcze znaczy na tym świecie.

Ania: Jeżeli chcę być w czymś dobra i wiedzieć coś przed innymi, internet mi tego nie da. Muszę kupować specjalistyczne magazyny.

Które polskie pisma kulinarne uważacie za najlepsze?

Ania: Kuchnia jest świetna. Usta, Smak, Polskie Drogi Gastronomii.

Mateusz: Codzienne wchodzimy do empiku i patrzymy, czy nie ma czegoś nowego.

Pewnie kupujecie też zagraniczne magazyny.

Ania: Nie! Tylko polskie. Nikt by nie pomyślał, że takie fajne rzeczy się u nas wydaje, a tu proszę!

Mateusz: Zagraniczne są słabsze. Jest dużo wydań włoskich, brytyjskich, ale nasze są lepsze. Lajfstajowe magazyny dają nam więcej niż wertowanie internetu tam i z powrotem.

A propos internetu, czytałam niedawno wywiad z pewnym warszawskim restauratorem, który twierdzi, że food porn na instagramie zabija sztukę kulinarną. Że nie liczy się już smak, bo ludzie jedzą oczami, a właściwie telefonami.

creme fraiche basil1 300x300 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Mateusz: Są drogie restauracje, w których zabrania się robienia zdjęć. Z drugiej strony w innych miejscach, powstają specjalne stoliki do robienia fotografii na insta.

Ania: Kto ci teraz pójdzie zjeść byle jaką kupę ziemniaków z kupą mięsa?

Jedzenie musi wyglądać, koniec kropka?

Ania: Oczywiście! Zawsze tak było. Jemy oczami, bo gotowanie to sztuka.

Kiedy patrzycie na różne polskie miasta, jakie widzicie różnice w kulinarnych trendach?

Mateusz: Warszawa zawsze wszystko łapie szybciej. To, co się tam przyjmuje, prędzej czy później pojawia się w innych miastach. Ale w niektórych przypadkach szybszy jest Wrocław. Tutaj jest więcej ludzi z Erasmusa, Warszawa jest bardziej nasycona ludźmi ze Stanów, Indii, Chin.

streat food track festival 7 300x300 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Z kolei u nas jest dużo Hiszpanów, Włochów, Francuzów i Portugalczyków.

Ania: I to ma wielkie znaczenie. To jakie trendy kulinarne przyjdą do którego miasta w dużym stopniu zależy od tego, jacy ludzie tam przyjeżdżają.W Warszawie są duże wpływy arabskie, są dzielnice chińskie. U nas, we Wrocławiu, tego nie ma. Tu popularne są włoskie knajpy, hiszpańskie biesiadowanie. Można powiedzieć, że kulinarnie warszawa jest bardziej globalna, a Wrocław europejski. Tymczasem w Lublinie mamy nowoczesny regionalizm. Dopiero dwa lata temu otworzyli tam pierwsze sushi i ciężko uwierzyć mi, żeby było dobre. Lublin ma żydowskie korzenie, te wpływy są tam bardzo mocne, wielu Żydów odwiedza miasto i restauratorzy potrafią to bardzo dobrze wykorzystać.

„Jeśli chcę być w tym dobra, muszę kupować magazyny kulinarne. Dają więcej niż wertowanie internetu tam i z powrotem.”

Mateusz: Jest tam świetna żydowska restauracja Mandragora. W weekend, gdy jest szabat, obowiązuje specjalne menu, którego nie ma w tygodniu. Mają trochę nowości z Izraela, ale generalnie chodzi tam o starą, tradycyjną kuchnię.

tarta z rabarbarem i truskawkami 06 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

 

Jest środek lata, porozmawiajmy o lodach. We Wrocławiu mamy istne szaleństwo na punkcie lodów naturalnych. Zaczęło się od Polish Lodów i wygląda na to, że wszyscy pozazdrościli im kolejki na dwie ulice. Coś mi się wydaje, że ta lodowa bańka zaraz pęknie.

Mateusz: Na przeciwko kolejki na Bema, na tej dużej barce jest baner: „nie stój w kolejce, my też mamy naturalne lody”. Ale jeśli ktoś stoi w tej kolejce, to chce spróbować właśnie tych lodów, a nie innych. To jest już pewna marka, naśladownictwo jest złe! Niech każdy ma swój pomysł.

Ania: Problem z lodami jest taki, że to produkt dość unikatowy. Tak samo nie zrobisz dziesięciu dobrych budek z chińskimi pierożkami czy zapiekankami, tylko dwie lub trzy. Trzeba się czymś wyróżnić! Proszę bardzo, rób naturalne lody, ale dodaj do nich kolorowe wafelki albo owoce, też będziesz mieć kolejkę. Tymczasem wszystkie lodziarnie są takie same.

Jak naprawdę jest z tą naturalnością? Czy to nie jest często tylko chwyt marketingowy? Nie chce mi się wierzyć, że nagle wszystkim udaje się kręcić te lody w tradycyjny sposób.

Ania: Umówmy się, że zrobić naturalne lody jest naprawdę ciężko. Na reklamach nic nie jest napisane małym druczkiem, nie mówi się powszechnie z czego robione są lody w lodziarniach. Często w ogóle nie ma w nich mleka. Byłoby fantastycznie gdyby było tam chociaż mleko w proszku.

apetyt na miasto 03 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Czyli co w nich jest?

Ania: Bardzo często kupowana w kartonach w Makro najtańsza śmietana palmowa albo kokosowa. Sama widziałam ją u pani, która rzekomo ma zakład produkujący lody naturalne. Ale smaku nie oszukasz.

Tylko czy my mamy jeszcze taką pamięć smakową, żeby rozpoznać naturalne lody?

Ania: Właśnie nie mamy. Ale nasi rodzice tak. Oni pamiętają prawdziwe lody ze swojego dzieciństwa. Nawet emeryci stoją w kolejce do Polish Lody, bo wiedzą, że one smakują tak, jak kiedyś. I dlatego mają taką furorę, bo nie oszukują. Jeśli ktoś mówi, że ma naturalne lody, to nie znaczy, że naprawdę je ma. Trzeba być wybitnym w danym produkcie, żeby odnieść sukces. To nie jest łatwa praca. Czy mała, czy duża gastronomia, to taka sama harówka.

„Lody to produkt dość unikatowy. Tak samo nie zrobisz dziesięciu dobrych budek z chińskimi pierożkami czy zapiekankami, tylko dwie lub trzy. Trzeba się czymś wyróżnić!”

Tymczasem ludziom się wydaje, że otworzą byle jaką pizzerię i będzie super. A później w ciągu kilku miesięcy idą z torbami.

Ania: Dokładnie. Przede wszystkim nie można oszukiwać ludzi. W rodzinnym mieście mojej mamy w Chełmie na Lubelszczyźnie na ulicy Lwowskiej są lody włoskie kręcone, od 30 lat takie same. Kolejka taka jak w Polish Lody, a mają tylko jeden rodzaj.

Coś podobnego mają w Rzeszowie. Lody u Myszki, zwykłe śmietankowe, sekretem jest polewa czekoladowa. Mój mąż mówi, że są takie same jak 20 lat temu.

Ania: Na Lwowskiej mają posypkę z orzeszków i rodzynki. Jak one smakują śmietaną! U Mateusza za to, w rodzinnym mieście jego mamy, lody się zmieniły.

Mateusz: Koleś dodaje dużo wody. Kolejki dalej stoją, ludzie nie wiedzą, co kupują. Ale to jest jedyna lodziarnia w mieście. Właściciel zaczynał od zera kilkanaście lat temu, teraz ma punkty w kilku miastach. Można jednak podupaść na jakości, można się pogubić.

tarta z borowkami 1 e1429430733386 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Ale wybić się na byle jakim produkcie już raczej się nie da.

Ania: Nie da się. No chyba, że masz jakiś układ, co też nie jest wcale takie rzadkie.

Mateusz: Ale w tej branży jesteś jednak cały czas z odbiorcą. Zależysz o klienta. My tę jakość musimy tworzyć też sami w domu, kupując dobre produkty. Nie będziemy wymagać dobrej jakości na mieście, jeśli jej nie czujemy. Wtedy łatwo wcisnąć nam kit.

Popularność, która idzie za trendem może się czasem okazać gwoździem do trumny biznesu. Ile to już razy słyszałam o chwalonym do tej pory miejscu, że podupadło na jakości! Czasem to zwykłe plotki, czarny PR, czasem niestety prawda.

tort 09 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Ania: Są miejsca we Wrocławiu, które uwielbialiśmy, chodziliśmy tam z wielkim sentymentem. I albo zmienili kucharza, albo stało się coś złego. Poszliśmy cztery razy, żeby się upewnić. Tyle zmarnowanych szans oznacza, że nie warto więcej zostawiać tam pieniędzy. Być może przerosła ich właśnie popularność. Wszystko zależy od właściciela. Jeśli mu zależy, to nawet gdy coś nie wyjdzie raz czy dwa, gdy pójdzie plotka w miasto, że się popsuli, to on weźmie to sobie do serca. Jeśli masz smak i nie jest ci obojętne, co jesz, nigdy nie dasz się oszukać restauratorom. Mnie nie da się oszukać. Czuć, kiedy zupa została ugotowana z wegetą. Wszystkie potrawy z nią smakują tak samo. Zawsze gdy przyjeżdżam do domu, wyrzucam ją mamie z szafki. Ona nie może się oduczyć jej używania. Mówi, że pierwszy raz spróbowała jej na studiach, to wtedy była nowość, i tak już została.

No właśnie! W tamtych czasach cała ta sztuczność dopiero wchodziła do kuchni. Była nowością, w dodatku na początku trudno dostępną, więc ludzie uznali ją za coś dobrego i do dziś w naszej kuchni pokutuje na przykład Maggi i kostka rosołowa.

maj warzywa 01 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Mateusz: Tak samo wszystkie marynaty wywodzą się z PRL. Wszystko marynujemy, wrzucamy do solanki, bez względu na produkt. Po co zabijać smak solą?

Te przyzwyczajenia z PRL, a potem zachłyśnięcie się wszystkim co zachodnie – co w praktyce oznaczało wszystko co sztuczne i z proszku – mocno wpływają na nasze gusta? Czy to już nie dotyczy naszego pokolenia?

Ania: To zależy od rodziny, od tego co wynieśliśmy z domu. Moi rodzice nigdy nie byli jakoś mocno za nowościami, ale oglądali programy kulinarne i ja też widziałam to mniej tradycyjne gotowanie.

Mateusz: Moi rodzice z kolei mają bar nad jeziorem. Nasiąkałem więc kuchnią od małego. Dlatego celebruję jedzenie.

la vee verte 00 - Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Ania: Ale przyznaj, że dopiero niedawno się przełamałeś, że ryba nie musi być usmażona w panierce na głębokim tłuszczu!

Mateusz: To prawda. Dużo daje świadomość. Nam jest o wiele łatwiej otworzyć się kulinarnie, bo od małego jesteśmy przygotowywani do zmian, wszystko się nieustannie zmienia na naszych oczach. Nasi rodzice nie mieli takich możliwości.

Oni przeżyli kilkadziesiąt lat w świecie, w którym praktycznie panował status quo. To też przekłada się na podejście do kuchni.

Ania: Tak. A my nie boimy się próbować nowych rzeczy. Dlatego tak chętnie przyswajamy te wszystkie kulinarne trendy.

 

Wszystkie zdjęcia w artykule są autorstwa Chef od Taste

2 thoughts on “Kulinarne trendy miejskie. Wywiad z Chef of Taste

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top