Gdybyś miała dwa latka, to bym się nie dziwiła – mówiła babcia zawsze kiedy coś nabroiłam. Jak bardzo dziwiłaby się dzisiaj, że mimo ponad trzydziestu lat na karku wciąż czasem myślę o sobie jak o dziecku. Może dlatego, że nie mam dzieci. Podobno one zmieniają perspektywę. Magdalena na przykład, powtarza, że czuje się staro, że to i tamto już jej nie wypada. A potem zachowuje się tak dziecinnie. Najdziecinniej jest udawać, że jest się bardziej dojrzałym niż w rzeczywistości.
Nie wiem kiedy to się stało, że nie dorośliśmy. Przecież nasi rodzice w tym wieku już dawno to zrobili, chociaż też mieli swoich rodziców. I dalej są bardziej dorośli od nas, i zawsze będą. Aż poumieramy my i oni. Nie wiem, co się z nami stało, może tylko nam się to wszystko zdaje.
Mieszkamy w tych naszych tymczasowych mieszkaniach. Nawet jeśli są nasze, na własność, wypieszczone i z meblem na wymiar, z sufitu od dziewięciu lat zamiast lampy zwisa kabel z żarówką. I nie ten dizajnerski z kolorową otoczką, tylko zapomniany przez Boga biały druciak.
Franka w trzydziestym piątym roku życia odgradza się od rodziców dobudowując osobne wejście do domu. To duża inwestycja i wszystko zostaje w rodzinie. Podjęcie ostatecznej decyzji: osobne piętro czy własne mieszkanie zajęło jej wiele lat. Zdecydowały nie tylko pieniądze. Chociaż społeczeństwo oczekuje od ciebie byś jednak się wyprowadziła. Matka ci tego nie powie.
Matka powie ci: zostań, tak jak Olce. Olka powie: w życiu, chcę mieszkać sama, chcę mieszkać w mieście. Matka powie: w końcu podwiniesz ogon i wrócisz. Nie podwinie. Wróci, bo tak będzie najrozsądniej w danej sytuacji ekonomicznej. A potem się zobaczy.
– Wciąż dzielimy świat na nas i na dorosłych. Dorośli mają po pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat. Tylko im mówimy per pan/pani.
– Przed chwilą spaniowałaś dwudziestolatkę na kasie w Biedrze – zauważa Franka.
– To co innego.
– No ale chyba nie chciałabyś, żebyśmy się zachowywali jak przed wojną i tytułowali się paniami od 18 roku życia.
– No nie, to sztuczne i dziwne. Tak jakbyśmy nagle zaczęli wołać do siebie „serwus” zamiast „cześć”. Nie o to mi chodziło.
– A o co?
– Właściwie to nie wiem.
Bo właściwie wszystko z nami w porządku. Może to jednak ci bardziej dorośli tylko wmawiają nam, że nie do końca dojrzeliśmy. Bo sami już nie pamiętają, jak to było być prawie-dorosłym. Może było im trudniej, może było im łatwiej.
Może też czekali z dziećmi do trzydziestki. Moja matka czekała. Nawet pięć lat dłużej.
Ja jeszcze nie wiem, czy chcę dzieci, bo wciąż nie rozprawiłam się z własnym dzieciństwem – to moje najnowsze wytłumaczenie. Zaczęłam się z nim rozprawiać, bo przeraziło mnie, że coraz mniej z niego pamiętam i coraz mniej jest dziecka we mnie. Może teraz jest go we mnie aż za dużo, a zawsze uważałam, że dzieci nie powinny mieć dzieci.
– No ej, ale dlaczego ty sprowadzasz wszystko do kwestii macierzyństwa? – pyta Magdalena.
– Bo to dobra wymówka. W rzeczywistości nasza prawie-dorosłość jest dużo bardziej skomplikowana.

prawie 1024x683 - I inne dziewczęta. Prawie

I inne dziewczęta to taki mój cykl specjalny. Serial, felieton, jak chcecie. Dialogi fikcyjne, a czasem spisane ze słuchu. Wszelkie podobieństwo postaci i zdarzeń jest całkowicie zamierzone. Będzie tu wpadał raz w miesiącu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top