Cześć!
Mam na imię Ada i jestem bardzo złą blogerką. Po pół roku ociągania się, znajdowania stu powodów do odwleczenia premiery bloga o kolejny miesiąc i następnych dwustu argumentów za tym, że bez blogowania żyje mi się lepiej, dziś klikam przycisk „publikuj” i nie mam już odwrotu. Być może znasz mnie z bloga Manki Project: dzień dobry, przepraszam cię, że kazałam czekać na siebie tak długo. Być może jeszcze mnie nie znasz: kłaniam się, cześć i czołem!

Od momentu pierwszej myśli o Rzeczovniku upłynęło mi jakieś dziewięć miesięcy. Gdybym miała więc znów przesunąć start, byłoby to strasznie przenoszone dziecko. Wystarczy, że mnie matka przenosiła o dwa tygodnie.

Miałam już bardzo dość pisania starego bloga. A może nawet nie tyle dość, co po prostu przestało mi się chcieć. Straciłam motywację i trochę mnie to wszystko frustrowało. Postanowiłam więc, że trzeba coś zmienić, albo całkiem się zamknąć. Może niekoniecznie wywrócić wszystko do góry nogami, ale zdecydowanie zdefiniować od nowa. I do nowego stare nie bardzo mi pasowało. Zapadła więc decyzja: zaorać i postawić od podstaw.

Wymyśliłam sobie wszystko bardzo ładnie. Miałam nazwę, konwencję i pomysły na teksty na pół roku do przodu. Chwilę potem domenę, hosting i szablon. I zapadła cisza.

Tak cudownie nie pisało mi się bloga. Szczerze mówiąc, dawno nic w życiu nie wychodziło mi tak dobrze jak niepisanie bloga. Gdybym chciała zabrzmieć górnolotnie, powiedziałabym, że było to oczyszczające doświadczenie. Ale nie przesadzajmy. Odpoczynek od internetowej aktywności zrobił mi jednak bardzo dobrze. A odpoczywałam nie tylko od bloga, ale też w dużym stopniu od social mediów, które praktykuję w ostatnich miesiącach w sposób raczej bierny. Przemyślałam sobie wiele spraw, oddałam się innym twórczym aktywnościom i zaleczyłam nieco wewnętrznego frustrata. Frustrat mógł przecież pożywić się przez te miesiące obficie, wyrosnąć na otyłego frustrata. Ale mu nie dałam. Spina związana z tym, że mam miejsce na bloga, mam na niego pomysł i nawet kilka napisanych tekstów, a nie ruszam z kopyta, bo czuję, że jeszcze nie jest idealnie, jeszcze nie jestem gotowa, z czasem skurczyła się jak Mały Głód po Danio, aż w końcu sobie poszła. Teraz jest ten moment, gdy jej już wcale nie ma, więc jest to najlepszy moment na start, bo jeszcze się rozmyśli i wróci.

O czym więc będzie ten blog? Wymyśliłam sobie wszystko bardzo pięknie. Że będzie o kulturze i dizajnie. I że każdy miesiąc będzie mieć swoją przewodnią myśl. Jak w magazynie. W magazynach zawsze najbardziej lubiłam schemat tematu numeru. I ta narzucona konwencja trochę związała mi ręce, bo wszystko było takie na poważnie, że aż strach. A przecież nie chodziło mi o to, by bać się pisać, tylko by mieć z pisania radochę. Więc jeśli sprawi mi radość napisanie o tym, jak twórczo wykorzystac puszkę po fasoli, to wam o tym napiszę. I nie ma, że obiecałam sobie, że żadnego lajfstajlu. No obiecałam, ale co z tego?

Myślałam długo o tym, co lubię i czego nie lubię na blogach. Lubię się z nich uczyć, lubię, gdy mnie inspirują, lubię gdy opowiadają mi o ciekawych rzeczach. Coraz bardziej nie lubię czytać opinii o bieżących aferach w internetach i poradników jak żyć. Postanowiłam więc, że mój blog będzie taki, żebym i ja mogła go lubić. Przynajmniej się postaram. Jak nie, to możecie kopać.

Witajcie w skromnych progach Rzeczovnika.

4 thoughts on “Dzień dobry, cześć i czołem

  1. Poza tym, że treść przyjazna blogowej konsumpcji na wieczornym tarasie podczas żab kumkania, to jeszcze termplatka komórkoprzyjazna jest za co dzięki wielkie.

  2. Widzę, że ten blog ma potencjał do stania się jednym z moich ulubionych. Pozostaje tylko życzyć powodzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top