Nie wiem, dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł. A może wpadł, tylko nic mi o tym nie wiadomo. Znacie Klub 27? Amy Winehouse, Cobain, Morrison, Hendrix, Janis Joplin. Te wszystkie przedwcześnie zmarłe gwiazdy, przez które między 27 a 28 urodzinami miliony ludzi mają doła. Otóż pewnego dnia w tym roku uzmysłowiłam sobie istnienie Klubu 36, akurat tuż przed 36 urodzinami. I jak mógł nie dopaść mnie kryzys?

Lord Byron i jego niemniej słynna córka Ada Lovelace, Marilyn Monroe, Bob Marley, księżna Diana, Ania Przybylska. Załapał by się jeszcze Mozart, ale zabrakło mu półtora miesiąca. Przypadek? Nie sądzę. W przeciwieństwie do członków klubu 27, nie zabiły ich konsekwencje zbyt młodo zdobytej sławy, tylko choroby i doświadczenia. A niektórych wypadki. Nikt nie pisał o nich, że jeszcze wszystko było przed nimi, bo zdążyli/ły zrobić wystarczająco wiele, by było ich żal, ale jednak odczuwać pewnego rodzaju spełnienie.

Kiedy ludzie kończą 30 lat, to dociera do nich z reguły, po miesiącach biadolenia o zmianie prefixu i olaboga co to będzie, że to nie koniec świata. Ile ja się naczytałam wyznań, że w sumie po tej 30 to jest nawet lepiej, człowiek wyluzowuje, zaczyna odpuszczać i nawet w końcu poprawia mu się cera, chociaż reklamy obiecywały, że pryszcze zejdą po osiemnastce. Ten stan rzeczy trwa przez kilka lat. Jest jeszcze po drodze malutki kamyczek milowy w postaci wieku chrystusowego, ale wtedy jeszcze niesie nas haj świeżo zdobytej dorosłości XXI wieku.

Ale to się niestety musi skończyć i mnie właśnie powoli dopada ten koniec. Jeśli wydaje się Wam, że przesadzam, to przypomnę.

Marley, Marylin, Diana Umarli zdecydowanie zbyt szybko, ale prawdopodobnie w idealnym momencie, by nigdy się nie zacząć się starzeć. Oczywiście bardzo chciałabym się zestarzeć. Mam zamiar żyć ponad 90 lat i niech tylko ktoś spróbuje mi w tym przeszkodzić. Ale powoli dopada mnie kryzys. Może gdybym zrobiła do 36. urodzin tyle, co Marley, Marylin, czy Lady Di, nie miałabym takich myśli, ale nic nie zrobiłam. Chociaż w sumie skąd mam wiedzieć, co sobie myśleli/myślały.

36 to jest taki wiek, kiedy trochę przestaje być fajnie, bo dociera do ciebie, że opowiadanie o doświadczeniach świeżo nabytej dorosłości już trochę w twoim przypadku jest nieaktualne. Obliczasz sobie, że już mniej niż więcej dzieli cię od czterdziestaka i że twoja osiemnastka właśnie stała się pełnoletnia. Na domiar złego przestajesz być młodą osobą według wszelkich klasyfikacji jakich można by jeszcze kurczowo się trzymać. Tak na przykład za peerelu w tym wieku należało zdać legitymację członkowską Związku Młodzieży Polskiej. To nie przelewki.

Tu już nie mam mowy o dorastaniu. Oficjalnie się starzejesz. I powiem Wam, że wcale nie przerażają mnie zmarszczki i siwe włosy. Tych, z moimi genami, prędko się nie dorobię. Boję się mentalnego tetryczenia, ale póki co, odkrywając świeżo istnienie Klubu 36, odganiam od siebie myśli o tetryczeniu, stawiając sobie za cel przetrwanie do kolejnych urodzin. O to szło w tych Klubach, prawda?


Zdjęcie: Danilo Batista on Unsplash

2 thoughts on “36 to nowe 27, czyli post urodzinowy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top