Przepracowałam sobie już wiele rzeczy. Zaakceptowałam swoje ciało i dorosłość z wszystkimi jej konsekwencjami. Ale nie wiem, czy będę umiała się zestarzeć. Nikt tego nie wie.

Jak wyobrażacie sobie swoją starość? Pewnie część z Was odpowie, że chciałaby pozostać młoda duchem, najlepiej taka sama jak teraz, tyle o ile zdrowie pozwoli. Ktoś nakreśli kolorowy wizerunek tej czaderskiej babci z tatuażami i na motorze. Ktoś powie, że nie zakonserwuje się w przeszłości i będzie wciąż nadążać za rozwojem technologii. Ale najważniejsza odpowiedź jaka padnie na to pytanie, to „zestarzeć się godnie”. Bo przecież o to chodzi przede wszystkim, o godną starość. Nie pomaga w niej głodowa emerytura, z jaką się liczy całe pokolenie (co tam głodowa, nie będziemy mieć żadnych emerytur, tak przecież mówimy, prawda?). Ale nie tylko o emerytury tu chodzi. Nie tylko o byt materialny. W godności chcemy widzieć jednocześnie zachowanie młodego ducha, nie poddawanie się procesom zgrzybienia oraz akceptację swojego zmieniającego się ciała. Wszyscy śmieją się przecież z dzidź pierników i Krzysztofa Ibisza, chociaż nie ma w nich nic śmiesznego.

Tylko czy my tak naprawdę wiemy, co to znaczy starzeć się godnie? Mamy na to mnóstwo, czasem sprzecznych odpowiedzi. Czy uporczywe trzymanie się mitu młodości ducha to jest właśnie godność? Czy jest nią może jednak pozwolenie sobie na starość, także tę mentalną. Nie mówię tu o demencji, trudno orzec czy i jak zachować w niej godność, to jest bardzo skomplikowana sprawa. Mówię o tym zwykłym zgrzybieniu. Czy naprawdę musimy oczekiwać od innych (i od siebie), że w duchu wciąż będą czuć się młodzi? Oczywiście to wspaniałe uczucie. Tak przynajmniej wydaje nam się teraz. Wydaje nam się, że nie można znudzić się młodością. Ale skoro można znudzić się życiem? Może umiejętność zestarzenia się polega właśnie na tym, by pożegnać się z młodością. Jeśli tak, to ja jeszcze nie wiem, czy będę umiała się zestarzeć.

Pogodzić się z odchodzącą młodością wcale nie jest łatwo. Mam dopiero 35 lat i czasem wciąż się zapominam, że nie jestem już siksą. Jednak poradzić sobie z dorosłością, czy może bardziej dojrzałością, nie jest aż tak trudno. Dorosłość to jest rzecz wyczekiwana, raz zdobytej dorosłości za nic byśmy przecież nie oddali, nawet jeśli z nostalgią wspominamy szczęnięce lata. Pogłoski jakoby millenialsi nie umieli dorosnąć są mocno przesadzone i dodatkowo podsycane przez obecnych pięćdziesięciolatków, które zdaje się zapominać, że Kuba Wojewódzki to jednak urodził się w ich pokoleniu.

Ze starością jest problem. Nasza kultura się nią brzydzi.
Powiecie, że kiedyś było inaczej. Coś poszło nie tak, bo przecież kiedyś szanowało się starszych. Starość oznaczała doświadczenie. Wiedzę. Mądrość. Ale to chyba nie do końca tak.

Ludzkie doświadczenie starości jest stosunkowo niedługie. Porównajmy sobie średnią długość życia. Według danych zbieranych przez Bank Światowy średnia ogólna dla świata w roku 2011 wynosiła 69,8 lat. W roku 1900 było to tylko 46 lat. Przy czym oczekiwana długość życia w momencie narodzin na początku XX wieku wynosiła zaledwie 31 lat. Jeśli już jakoś udało się przeżyć dzieciństwo, było łatwiej.

Więc może to jest tak, że starość była kiedyś bardziej szanowana (albo tak nam się tylko wydaje, literatura z epoki często zaprzecza tej tezie), bo zwyczajnie była rzadziej spotykana. To nie było coś, co przytrafiało się każdemu, ani nawet większości społeczeństwa. Jeśli udało ci się dożyć sędziwego wieku, byłeś gość! Wygrałeś los na loterii. Albo i nie, bo jednak życie w czasach postępu medycyny nie stało się twoim udziałem i było dość chujowo.

Nie umiemy w starość. I wcale nie dlatego, że panuje kult młodości. To też. Ale my po prostu jako gatunek wciąż musimy się jej uczyć. I ja na przykład nie wiem, czy będę umiała się zestarzeć. A ty?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top