Kilka tygodni temu pisałam Wam o filmowych wizjach przyszłości, które trzeba znać. Dziś będzie o filmie, który właśnie dorzucam do listy. „Lobster”, anglojęzyczny debiut greckiego reżysera Yorgosa Lanthimosa, twórcy słynnego „Kła”, kreuje świat przyszłości, który praktycznie niczym nie różni się od naszej rzeczywistości. Poza tym, że nie można w nim żyć bez pary.

Zaklasyfikowanie „Lobstera” przez dystrybutora do gatunku science-fiction nie do końca robi filmowi dobrze i może być zwodnicze. Bo nie ma w nim praktycznie niczego, czego oczekuje się od kina s-f. I nie chodzi nawet o to, że technologia nie odgrywa tu wielkiej roli. Wielkiej roli nie odgrywa też przyszłość, bo reżyser ani przez chwilę nie chce tutaj opowiadać o przyszłości. Ale zapewniam Was, że to nie ma żadnego znaczenia. „Lobstera” trzeba koniecznie obejrzeć, chociażby po to, żeby znaleźć na niego własny przepis.

the lobster posters 1024x466 - Lobster. Surowe danie, po którym chcesz dokładki

Kto zna „Kła”, wie, że Lanthimos nie oszczędza widza. Naturalizm jego filmów jest tak brutalny i przerysowany, że wydaje się czymś wręcz surrealistycznym. I podobnie jest z „Lobsterem”. To film surowy, obdarty z ozdobników, a jednocześnie pełen symboliki. Oto mamy świat, w którym nie wolno być samotnym. Osoby, które stracą swoją parę, transportowane są do hotelu, w którym dostają czterdzieści pięć dni na znalezienie nowego partnera lub partnerki. Jeśli im się nie uda, zostaną zamienieni w wybrane przez siebie zwierzę. Mogą przedłużyć swój pobyt w hotelu biorąc udział w krwawych polowaniach na samotnych buntowników ukrywających się w lesie.

Jednym z nowych gości hotelu jest David (Colin Farell z wąsem i brzuszkiem!). Przybywa tam ze swoim psem. Pies jeszcze niedawno był jego bratem, ale niestety nie znalazł partnerki i skończył jako zwierzę. David, na wypadek gdyby również mu nie wyszło, godzi się zostać zamienionym w homara, bo homary żyją niemal sto lat i do końca zachowują płodność. Zdaje się jednak nie myśleć o tym, że czasem kończą na talerzu ugotowane żywcem. Jakby od początku nie przyjmował możliwości porażki, albo był zupełnie pogodzony z panującymi zasadami. A zasady są jasne i okrutne. Żeby nie było tak łatwo, nie można oszukiwać. Partnerzy dobierają się na zasadzie podobieństw. Momentami całkiem irracjonalnych, jak ta sama wada wzroku, utykanie czy krwawienia z nosa.

Pierwsza połowa filmu, rozgrywająca się w hotelu, to seria męczących, laboratoryjnych wręcz scen, w których poznajemy zasady, od których jak się wydaje nie ma ucieczki. Gdy przenosimy się do lasu, w którym żyją buntownicy, okazuje się jednak, że bohaterom nie będzie dane zaznać wolności, a nam doznać ulgi. Zasady panujące w lesie są co prawda inne, ale nie mniej sztuczne, sztywne i okrutne. Ludzie mogą żyć samotnie, do woli się masturbować, ale za pocałunek rozcina się usta. Co gorsza, nie zaznamy ulgi również, gdy wyjdziemy z lasu. Bo jesteśmy niewolnikami zasad. Nawet wtedy, gdy sami je obalamy. To najbardziej przerażająca diagnoza, którą serwuje nam Grek.

Trochę to niekończąca się spirala totalitaryzmu i rewolucji, która zjada własne dzieci. Trochę kwestia niemożności odcięcia się od tego, co zostało wpojone jako niepodważalna zasada życia. Trochę niewolnicza mentalność, która tkwi głęboko i nie znika nawet wtedy, gdy walczy się o wolność. Wszyscy jesteśmy niewolnikami jakichś zasad. Czasem nawet te, którym się sprzeciwiamy, są w nas tak głęboko zakorzenione, że nigdy nie będziemy w stanie wznieść się ponad nie.

lea 1024x683 - Lobster. Surowe danie, po którym chcesz dokładki

Lanthimos podkręca koszmar przedstawianego przez siebie świata przy pomocy języka. W „Kle” następowała jego dekonstrukcja, przez odarcie słów z ich prawdziwych znaczeń. W „Lobsterze” idzie podobnym tropem, wprowadzając narrację opisującą dziejące się właśnie sceny i zmuszając swoich bohaterów do prowadzenia sztucznych dialogów. Ich rozmowy są puste niczym wymuszony biurowy small-talk, uczucia na poziomie słów praktycznie nie istnieją. Ten zabieg, z pozoru irytujący, doskonale podkreśla grozę przedstawionego świata i wzmacnia tylko odbiór scen, w których emocje wychodzą w końcu na wierzch.

Homar po grecku to nie jest łatwostrawne danie. Jest surowy, dławiący i kaleczy usta. Ale po wszystkim ma się ochotę na dokładkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top