Nigdy nie zapisuj zasłyszanych historii, im więcej przekręcisz tym lepiej. To zdanie dobrze oddaje mechanizm mojej pracy twórczej i trochę też funkcjonowania w społeczeństwie (poza tym, że oddaje również sposób powstawania plotki). Przeczytałam je kilka dni temu i miałam w planach zapisać jako swoiste motto, ale zapomniałam, i teraz gdy chciałabym Wam napisać, gdzie to przeczytałam, to już nie pamiętam i w dodatku nie umiem znaleźć. Dobrze byłoby podać źródło, ale nie mam jak. I tak najprawdopodobniej przekręciłam to zdanie, więc właściwie to jest już jakby moje.

Pamięć to jest zadziwiająca rzecz. Niby łączy nas z przeszłością, ale jest tak wybiórcza, niedoskonała i narażona na przepuszczenie przez tyle filtrów, że to bardziej fabularna kreacja rzeczywistości niż jej wierny, dokumentalny zapis. Moja pamięć działa naprawdę dziwacznie. Kiedy byłam młodsza była bardzo dobra. Umiałam dużo wierszy i pamiętałam wszystkie daty z historii. No i potrafiłam nauczyć się języków. Teraz już nie. Teraz jak ktoś mi opowiada A, to ja przekazuję to jako A plus B. Albo C. Kiedyś zapisywałam sobie rożne zasłyszane, ciekawe historie, żeby ich nie przekręcić. Teraz musiałabym robić to chyba symultanicznie, albo chodzić z dyktafonem i wszystko nagrywać, bo gdy po kilku godzinach usiłuję opowiedzieć komuś jakąś anegdotę, to zwykle przekręcam. Naprawdę nie wiem, co mi się stało w mózg, bo nie zawsze tak było.

Z jednej strony strasznie mnie to wkurza, z drugiej to nie takie złe, kiedy chcę jakąś historię opisać. Przez to, że przekręciłam ją już na tysiąc sposobów, robi się fikcyjna i chyba nikt mnie za nią nie pozwie. Na przykład w cyklu „I inne dziewczęta” opisuję różne rozmowy i przygody z udziałem moich przyjaciółek. Nie są one dokładnym zapisem rzeczywistości. I wcale nie dlatego, że planuję z premedytacją zmianę faktów, żeby się bohaterki nie zorientowały (zmienione są imiona, ale czy róża z inną nazwą mniej by pachniała?), tylko zwyczajnie dlatego, że ja nie do końca to wszystko pamiętam i trochę sobie dopowiadam. To tak jak z naszymi wspomnieniami z dzieciństwa. Każdy z nas ma w swojej głowie przynajmniej jedno, którego tak naprawdę wcale nie pamięta, które jest wizualizacją wydarzenia opisywanego przez naszych rodziców, ale gdy o nim myślimy, przywołujemy zawsze dokładnie taki sam obrazek. Ja mam tak na przykład z historią o tym, jak wywaliłam brata z wózka i z tym, jak z drugim bratem zrzuciliśmy z półki telewizor Unitra (człowiek-demolka). Nie pamiętam tego tak naprawdę, ale w mojej głowie te sceny, które znam tylko z opowiadań, zawsze gdy przywołuję te wspomnienia, wyglądają tak samo. Ze wspomnieniami dorosłymi jest podobnie, z tą różnicą, że pamiętamy, tylko nie do końca wiemy co. A u mnie to już w ogóle szaleństwo kreacji. Często jest tak, że wspominam jakąś wspólną przygodę którejś przyjaciółce, a ona mówi, że jeszcze było to i tamto, albo coś było zupełnie inaczej. A ja do końca nie wiem, czy ona tak dobrze to pamięta, czy jej pamięć też coś przekręca. Jeśli to pierwsze, to znaczy, że mój mózg jest naprawdę strasznym chujem. Ale powiedzmy sobie szczerze: nie ma bezbłędnych kronikarzy, którzy wszystko powtórzą jak było. Nawet taki Jan Długosz lubił sobie powymyślać różne rzeczy, bo nie lubił Jagiełły i potem bądź tu człowieku mądry!

Wróćmy jednak do zdania z początku wpisu. Spędzam wiele zmarnowanych godzin życia, usiłując przypomnieć sobie, nie tylko co usłyszałam i od kogo, ale też gdzie coś przeczytałam, żeby podać to cholerne źródło. Nigdy sobie nie przypominam. Przywłaszczam myśli jako własne, ale odpowiednio przekręcone, bo przecież nie pamiętam, więc w pewien sposób są już moje i wcale nie muszę ich podpisywać. Tyle dobrych rzeczy straciłabym, gdybym śmiertelnie przejęła się faktem nie przypomnienia sobie źródła. Prawdopodobnie nie jest to zbyt uczciwe działanie, ale można być gorszym draniem.

Oczywiście myślę trzy razy zanim ośmielę się upublicznić historię, która przydarzyła się komuś kogo dobrze znam. To są w sumie głupie rozterki, bo ludzie przecież kradną sobie historie jak dzicy. Niektórzy nawet robią z tego literaturę. No ale chyba trzeba znać jakieś granice, co nie? No raczej nie ukradłabym wprost osobowości mojej przyjaciółki i nie stworzyła z niej postaci, tak jak to zrobiła bohaterka filmu „Mistress America”, bo wykracza to poza moje poczucie etyki. To niestety nie zapobiega temu, że niektórym się wydaje, że ich trochę podkradłam, choćbym tłumaczyła nie wiem ile razy, że Kris B., to nie jest Bart K. Nie przeskoczysz ego. O etyce i kradzieżach cudzego życia na potrzeby swojego pisania to można by długo. Jasne, że fajniej byłoby wszystko zmyślić, ale to się nie wszędzie sprawdza – w notkach blogowych, w których chcemy dać jakiś przykład do opinii to raczej niekoniecznie. Można też bazować na swoich własnych doświadczeniach, ale to z jednej strony dość narcystyczne, a z drugiej tyle dobrych historii ludzi, którzy nigdy ich nie spiszą się marnuje. Nie można na to pozwolić. Tylko co jeśli ja te fajne historie chcę obwieścić światu, ale ich nie potrafię spamiętać i wszystko przekręcam? No wmawiam sobie, że to dla tych historii lepiej. Gdyby Hollywood ekranizowało filmy na faktach tak całkiem zgodnie z faktami, to być może nie dałoby się ich oglądać. Zresztą z pamięcią to jest trochę jak z filmem. Tylko część wspomnienia jest jego autentycznym zapisem. Cała reszta to obudowa z filtrów naszych innych życiowych doświadczeń, tych wcześniejszych i późniejszych. W tym wydaniu są oczywiście o wiele ciekawsze. Tak to sobie tłumaczę, żeby nie było, że zamiast wspomnień mam w pamięci same plotki.

pamiec main 1024x683 - I inne dziewczęta. Pamięć

I inne dziewczęta to taki mój cykl specjalny. Serial, felieton, jak chcecie. Dialogi fikcyjne, a czasem spisane ze słuchu. Wszelkie podobieństwo postaci i zdarzeń jest całkowicie zamierzone. Wpada tu raz w miesiącu.
PS. Ten odcinek był do niego dygresją.

1 thought on “I inne dziewczęta. Pamięć

  1. Ja mam straszny burdel w głowie. Często mam bardzo realistyczne sny, przedstawiające sceny życia codziennego, i o ile po przebudzeniu wiem, że to był tylko sen, tak powiedzmy po 5 miesiącach mam czasami problem ze stwierdzeniem czy to była jawa, czy sen. Mam trochę pamięć „filmową” nie pamiętam co i jak, ale np. to że światło tak ładnie padało, miałam gęsią skórkę, albo jaka piosenka leciała w tle. Nie pamiętam co się działo dziś rano, a dokładnie pamiętam Wielkanoc spędzoną z prababcią w 1997 roku, czyli gdy miałam 6 lat. Dopiero 2 lata temu spytałam się mamy czy tak to faktycznie wyglądała i była w szoku że w ogóle to pamiętam i jeszcze tak dokładnie. Dziwna rzecz ta pamięć 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top